ZalogujRejestracjaSzukaj U�ytkownicy MedaleZaloguj si�, by sprawdzi� wiadomo�ciGrupyStatystyki

Na forum.stronghold.net.pl wykorzystujemy ciasteczka. Jeśli jeszcze nie masz dość tego typu komunikatów, więcej informacji znajdziesz w Polityce Cookies. zamknij


Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: Bordinio
29 Sierpień 11, 17:54
Pseudo twórczość by Ko, czyli moja powieść (czyt. bohomaz)

Jak Ci się podoba mój badziew?
Świetny
25%
 25%  [ 2 ]
Nawet
37%
 37%  [ 3 ]
Średnie
0%
 0%  [ 0 ]
Tym badziewem narażasz nasze oczy na oślepienie
25%
 25%  [ 2 ]
Badziewne
12%
 12%  [ 1 ]
Głosowań: 8
Wszystkich Głosów: 8

Autor Wiadomość
Kokoju 
Piechur


Gra w: różne takie...
Wiek: 28
Posty: 505
Skąd: I tak nie trafisz...
Medale: Brak

  Wysłany: 27 Czerwiec 09, 17:42   Pseudo twórczość by Ko, czyli moja powieść (czyt. bohomaz)

Czas znów wystawić naszych userów i ich oczy na próbę, i sprawdzić, czy wytrzymają ten potworny tekst :p . Szatan zlecił mi misję napisania tego bohomazu :p

Najpierw bardzo zniechęcająca okładka:

(Proszę się nie wzorować na "+7". W rzeczywistości jest na +16. A jak już się chce to bardzo przeczytać, to może +12. I tak nawiasem mówiąc: nie ma to jak pisać powieść "nie dla siebie".




Uwaga! Opowiadania są długie, nudne, idiotyczne i niemalże nieorginalne. Przed przeczytaniem skonsultuj się z okulistą, i sprawdź, czy twoje oczy doczytają to do końca. Poza tym przygotuj: Sporo kofeiny, budzik, coś kłującego (połóż na klawiaturze. Wiadomo, gdy się zaśnie...).

Przed wstępem dodam, że powieść dzieje się w fikcyjnym świecie - Grattand (znane z prowadzonego przeze mnie RPGa) , w roku 1021. Będzie tu pare wydarzeń przypominających dzieje historii naszego świata (morderstwo pewnej osoby rozpoczynające wojnę na skalę światową - czy to wam nie przypomina rozpoczęcia I Wojny Światowej?). Najpierw się wyśpijcie, przygotujcie kawę i budzik na wypadek zaśnięcia podczas czytania mojej powieści, właściwie pierwszego rozdziału, i wstępu - streszczenia historii owej wojny. Dodam też, iż krótko występujace tu Czarne Elfy nie mają czarnej skóry . Na początku rozdzialu też będą cytaty z ksiąg czy wypowiedzi równie fikcyjnych co świat opowiadania. (nie)Miłego czytania.

Ps.
Proszę się nie doszukiwać wulgaryzmów, treści seksualnych, dyskryminacji i narkotyków, bo i tak będą widoczne. No, moz jeśli napiszę zamiast "Ktoś chce przelecieć księżniczkę elfów" napiszę "Ktoś pragnie posiąść księżniczkę elfów"

Pps.
Tu możecie znaleźć nieco inną, ocenzurowaną wersję:
http://www.sims.fora.pl/r...-by-ko,160.html
I chyba nie dostanę warna za wulgaryzmy... W końcu ostrzegłem najpierw przed powieścią. A według mnie sztuka to sztuka, nieważne, pod jaką postacią.

WSTĘP
Kolejny raz w historii dumnego narodu Halbardor pojawił się konflikt zbrojny, między Mrocznymi Elfami dalekiego Dark Kroght, a ludźmi owego Halbardoru.
Wielu kronikarzy zaczęło spisywać początek wojny, która zapoczątkowała setki bitew na froncie, miedzy ludźmi krain: Iross, Kriord, Halbardor, a zjednoczonymi klanami Mrocznych Elfów. Sam zaś jej początek rozpoczął się kilkoma sprawami. Lord Harke z klanu Uderzenia Smoka rozpoczął rokowania z Królem Nathanielem i Królową Catheriną i ustalenie ceny okupu za uwolnienie wielu elfich niewolników pojmanych podczas wojny, której konsekwencją stalo się zachwianie rozejmu elfów i ludzi. Kiedy rozmowa zaiskrzyła się, Harke został siłą wyprowadzony i wyrzucony ze stolicy Halbardoru, zaś wkrótce potem ludzki zabójca – Fiedel Denstrel – zabił Aelina, adoptowanego z sierocińca syna Lorda Harke’a. Harke oskarżył o to siły Halbardoru, czego rezultatem okazała się wojna. Wojna, w wyniku której znaczna część państw połączyła się w trzy armie. Geinshafat, dosłownie z elfiego „Trójsojusz”, którego skład tworzyły Mroczne, Czarne i Wysokie Elfy, „Unia”, czyli Iross, Kriord i Halbardor, oraz czwórka mniejszych państw, Samaradinar, Kraj Leśnych Elfów, oraz trzy klany orkijskie – Khanad Dhur, Safat Aes i Dhoron Emhyr.
Gdyby celem opowieści było opowiedzenie historii wojny, zamach na Nathaniela, zrównanie z ziemią garnizonu Glen – strategicznego punktu łączącego Orków z Samaradinarem, całość zajęłaby wiele rozdziałów. Jest to jednak opowieść o samotnym wojowniku, mieszańcu, który nie wziął zbyt udziału na froncie ze względu na rodzinę – Matkę – Mroczną Elfkę i ze względu na Ojca – Halbardorczyka. Oraz na dalsze korzenie jego rodziny, które bratały się ze sobą.
Zwał się Jereanel von Amberstone, przekładając jego nazwisko na język wspólny oznaczałoby Bursztynowy Kamień, co wzięło się z dochodu jego rodu – handlu bursztynami i obsydianem. Wolą Władcy Mrocznych Elfów – Lorda Harke’a było to, aby razem z innymi szlachcicami trenował sztukę walki z ludźmi. Kiedy stał w szeregu po ukończeniu dwudziestu lat z innymi, mu podobnymi wiekowo Elfami, oświadczył swój sprzeciw, przez co, wolą Władcy, czekała go chłosta. Potem Jereanel ćwiczył sztuki walk, potajemnie szkoląc się w zakonach Assassynów, jednak kiedy sekret się wydał, za nieusłuchanie „bezkwestionowalnych” rozkazów Lorda, Lyuię von Amberstone, jego matkę, czekało wygnanie razem z całą jej rodziną. Tego znieważenia Jereanel mu nie wybaczył, i nie wybaczy. Nigdy. A najgorsza według bohatera powieści była pogarda matki do niego, która mimo swej sympatii do ludzi służyła Mrocznym Elfom, Harke’owi, Kapitanowi Balfource’owi, i innym Elfom na wyższych szczeblach panującego u Mrocznych Elfów feudalizmu.
Assassyn.
Czemu Assassyn? To pytanie często zadał sobie Jereanel. Powołanie? Nie, on w nie nie wierzył. Nie lubiał zabijać, a jednak wstąpił do seminarium Assassynów, wojowników, którzy mieli na celu eliminować zdrajców i wszelkich ludzi, elfów, orków, czy innych osobistości zagrażających ojczyźnie. I nieważne, że to zwykły handlarz niewolników, czy zdrajca odpowiedzialny za Wojnę Domową.
Tak czy owak, z powodu nakrycia podczas wizytacji Harke’a w Zakonie Assassyńskim, sam Lord, znany z zimnych nerwów, dyscypliny, wymagań i pamięci, zapamiętał twarz Jereanela, co stało się powodem przedwczesnego zakończenia szkoleń.
Tego też dnia Elf znienawidził Władcę jeszcze bardziej.
Tu więc streszczenie się kończy… znienawidzony przez Elfią stronę rodziny idzie pod skrzydła ojca, który ginie przygnieciony przez pocisk katapulty Mrocznych Elfów, które na rozkaz Harke’a oblężyły miasto Virgill. Nie mając dachu nad głową, Jereanel, przybierając przełożone na halbardordzki jezyk imię Jarmin rusza, wędrując po krajach rozdartych wojną.

No więc wstęp mamy za sobą. Jakimś cudem doczytaliście się do końca. 50% czytelników na pewno już wyłączyło temat, 20% zasnęło, a następne 20% wyłączyło kompa. 5% dała grać młodszemu bratu/siostrze. Mając tak liczną grupę przechodzimy dalej!


"Loneeinon Harke - Urodzony w 2026 p.n.e. Władca Elfów DarkKroght. Znany na całym świecie z powodu przekroczenia wieku przeciętnego elfa o ponad 2600 lat, i jednocześnie druga najstarsza znana na świecie (W Gildii Nekromantów żyje nadal 3000-letni Nekromanta Endan, choć jest to prawie nieruszające się zombie). Pytanie o to, czemu Lord Harke zaszedł daleko, dla wielu historyków i kronikarzy jest zagadką. Dokumenty pochodzące z roku 1944 donoszą, że Harke był jedynie pomocnikiem Władcy, Vlada Mallkeiteia, dopóki nie został wybrany na wyższe szczeble, i nie zajął miejsca Vlada, który w tajmniczych okolicznościach zaginął. Dalsze wiadomości, pomimo wczesnej daty zaginęły. Co jest powodem władzy obecnego Lorda Ziem Elfich? Nie wiadomo… Mimo to przez cały okres panowania zasłynął umiejętnościami gospodarczymi i strategicznymi, a sam nieraz pokonywał samotnie liczne grupy przeciwników. Siłami bojowymi dorównuje mu niewiele starszy Kapitan Eldor Balfource, dowódca jego sił. Obaj są darowani nietypowym szacunkiem przez własny lud, który obawia się ich bardziej niż śmierci.
Plotki mówią, że to po prostu dusza Crega, twn. "Ludzkiego Demona" wcieliła sie do niego przy narodzinach, choć są ty tylko plotki zaprzeczone tym, że Harke narodził się zanim na świat przyszedł Creg.
"

„Historia Władców Elfich”
Milieusa Thunderbirda.”

Rozdział Pierwszy.
Rankiem Jarmina obudził hałas spowodowany atakiem Wysokich Elfów z Al-Board, które sprzymierzyły się z Mrocznymi Elfami. Cała Wojna zaczęła go męczyć, jak i mieszkańców w popłochu uciekających przed elfimi maszynami oblężniczymi słynącymi z szybkiego niszczenia murów za pomocą eksplozji u podstaw muru. Wędrowiec nie raz widywał zgliszcza spowodowane atakami Wysokich Elfów na bezbronne wioski, których obrońcy walczyli na froncie z Mrocznymi Elfami.
Drzewa lasu szumiały, powiewane lekkim wiatrem. Pomimo spokoju jednak, w powietrzu czuć było nutkę śmierci. Jarmin usłyszał tupot kopyt koni, oraz krzyki jeźdźców poganiających innych ludzi. Elf skrył się w ogromnej dziurze przy korzeniach ogromnego dębu, czekając, aby jeźdźcy poszli.
„Jeźdźcami” okazali się przedstawiciele rasy Wysokich Elfów, kierujący grupką jeńców. Ludzkich jeńców. Jarmin skrył się jeszcze bardziej, czekając, aż odejdą. Nie odeszli, tylko rozbili drobny obóz.
Czwórka Elfów wieczerzała długo, pozostała czwórka doglądała garstki więźniów. Jarmin wsłuchał się w ich rozmowę, choć ta nie należała do ciekawych. Drobnej postury, młody elf zwany „Haster” pytał innego, wysokiego szczupłego, posiwiałego, na krótko ściętego elfa o cel podróży. Stary Elf wskazał dołączenie do Czarnych i Mrocznych Elfów dowodzonych przez Kapitana Balfource’a, prawej ręki Harke’a.
Chwilę po tym, kiedy Haster spytał o powód, dla którego Balfource przybył na południe Bowerstone, niebezpieczej, pełnej zbirów okolicy, przyszla czwórka innych Elfów, i dokonali zmiany warty. Ci zaś byli małomówni, i nie jedli zbyt wiele. Jedyną uwagę Jarmina przykół przyczepiony do zbroi jednego z Elfów znak: Duży Sokół na tle chmury – znak Kriordu.
Gdy bohater opowieści się zbudził, był ranek, a tylko drobne ślady oznaczały jakikolwiek postój Elfów. Oraz droga wieńczona śladem ciężkich butów Wysokich Elfów.
Jarmin poszedł tą drogą.

No, chodź tu. – powiedział Balfource, gestem zapraszając do środka – Proszę bardzo, wejdź.
Do bogatego namiotu wszedł Wysoki Elf odziany w pozłacaną, białą szatę. W dłoni, na haftowanej i wysadzanej diamentami rękawicy nosił lekki młot. W drugiej dłoni, nie odzianej w rękawicę miał dziwnego koloru fiolkę. Mimo tego, iż odzienie i broń przypisuje się pod względem wyglądu do Wysokich Elfów, skórę i rysy twarzy miał Czarnego Elfa.
Kapitan, natomiast, jako Mroczny Elf, nie wyglądał na takowego. Jego skóra nie była blada, ale zwykła… ludzka… Tylko wyraz twarzy, kształt ciała i uzbrojenie wskazywało na to, że to Elf. Był uzbrojony w lekką zbroję, która niewiele przysłaniała poza udami oraz brzuchem, na rękach miał stalowe rękawice. Charakteryzował się lekko zsiwiałą bródką i długimi, lekko zlokowanymi włosami w koloze ciemnego brązu, które, jak w przypadku bródki, zaczęły siwieć na końcu i na początku jego fryzury.
- Kapitanie… - wchodząc do namiotu Elf powiedział do Kapitana – Wezwałeś mnie znad Oakland. Czemu?
- Ehh… Ivaan. Jeszcze się nie domyśliłeś?
- Czego?
- Mamy wykonać robotę w tym mieście. Wiesz przecież, że wielu obrońców tego nędznego kraju i w dodatku wsparcie Kriordu udzielone przez tego idiotę Paurona. Sam nie pokonam dwóch armii. Dlatego mam wziąć twoje wojsko, a tobie dać garstkę Elfów. Masz misję.
-Jaką?

Brightwood jest rozkwitającym miastem, i jednocześnie drugim największym grodem. Przechodząc ulicami napotka się wielu sprzedawców, i nie ma szans, aby zabrakło we wszystkich sklepach jakiegoś produktu. Samo miasto się rozrasta, i pochłania mniejsze wsie w okolicy. Teraz jednak dla miasta nadszedł czas próby. Balforce zaatakował na rozkaz Lorda Harke’a. A Jarmin z ukrycia przyglądał się przegotowaniom na oblężenie. Chcąc, nie chcąc, wiedział, że lepiej dołączyć do obrońców. Szukał miejsca, by mógl się dostać do wnętrza miasta. Miejsca nie znalazł. Uznał, że lepiej poczekać. I poczekał.
Kiedy się obudził, brama Bowerstone legła w gruzach, a oddziały dowodzone przez Balfource’a walczyły z obrońcami. Jarmin wygramolił się spod konarów drzew, i kuszą osłabiał armie Balfource’a. Na próżno. Gruby i wielki Elf uderzył w Jarmina gałęzią, stoczył się, i wylądował w rowie. Ocknął się po paru sekundach, jednak w pobliżu nie było niekogo – walka przeniosła się bardziej na północ, mury ogromnego miasta zostały oczyszczone z łuczników. Miasto stanęło w płomieniach, Elfy wyprowadziły ludzi z miasta, pod murami zaś dokonali krwawej egzekucji. Trawa zaczęła połyskiwać kolorami czerwieni, pole zostało usłane ciałami obrońców. Przed wymarszem, Kapitan nakazał oddać kilka strzałów z katapulty, by mury runęły, a po mieście nie zostało śladu. A wszystkiemu winien jest Nathaniel, że nie przysłał doświadczonych wojów, pomyślał Jarmin, opierając się o drzewo. Przynajmniej widać szczęście w nieszczęściu, Mroczne Elfy nie są przygotowane na nadejście zimy. A ta zanosi się wyjątkowo srogo – kontynuował mieszaniec – I mam nadzieję, że Balfource’a cholera zeżre. I Harke’a też. A czemu wielki władca z Kriordu zaskąpił wojska, nie wiem. Skoro połozenie państwa zmniejsza znacznie mozliwości inwazji, Kriorczycy powinni być liczni i silni.
Rozpatrywania o władcach zajęły mu chwilę, a rosnąca w nim nienawiść do dyktatora Harke’a stawała się coraz większa. Jednak przyszedł czas, by Elf poszedł w las. Balfource nie zadbał o to, aby wziąć poległym miecze, łuki, i tym podobne, a kusza Jarmina była złamana. Elf znalazł sobie dobrze wyciosany, zaostrzony po końcach łuk z drzewa wiśniowego, a kilka próbnych strzałów pokazały potencjał lekkiego łuku. Widocznie jakiś rekrut zafascynowany wojną wydał sporo na to cudo, pomyślał Elf. O tak, dużo, ja bym wiele za nią dał. Ale umiejętności też są ważne, oto martw dowód, kontynuował myśli Jarmin.
Przez jakiś czas jeszcze Elf szukał równie cennego miecza, takowego nie znalazł. Musiał zadowolić się zwyczajnym krzywym mieczem używanym przez żołnierzy Balfource’a. Jarmin pożywił się chłodnym mięsem jelenia upolowanego na polanie, przyciągniętego słodkim zapachem mięty rosnącej blisko ruin Bowerstone. Mieszaniec podjął decyzję – z królestwa pora wyjechać. Wyjechać w nieznane, gdzie nie będzie musiał slyszeć o pogardzie, rasiźmie, śmierci, knowaniach i zdrad.
Usłyszał za sobą kroki, zobaczył Kapitana.
- Miło spotkać jakiegoś przeciwnika sam na sam, ot tak, by nie wyjść z wprawy zmęczony wieloletnim dowodzeniem, gnojku. – Z uśmiechem, ochydnym uśmiechem powiedział Balfource bawiąc się kosmykiem włosów, nawijając je wokół palca. – Ale że jakoś widać w tobie Elfa, oszczędzę cię. Władca nakazał. Sam nie wiem czemu. No, policzę do trzech, jak skończę walczmy. Raz, dwa…
Jarmin nie czekał, wystrzelił strzałę ze swojego łuku. Szybka strzała jednak rozbiła się od napierśnika Balfource’a.
- Niehonorowy jesteś. Nie szkodzi. Sam taki jestem. – Powiedział ponownie Kapitan.
Nim Jarmin się obejrzał, długi bat Kapitana owinął mieszańca na wysokości kostek. Balfource znokautował go, pociągnął na bat, ciągnąc jednocześnie Jarmina po śniegu. Nagle Balfource uśmiechnął się, złowieszczo i ochydnie, cisnął mocno batem wielokrotnie o drzewa, uderzając ciałem Jarmina o drzewa. Gdy to się skończyło, znów Kapitan przeciągnął bat i Elfa do siebie, skrępował go, i ciągnął po śniego. Całosci Jarmin nie czuł, i nie widział, zemdlał przy zaciśnięciu bata u jego kostek, i uderzeniu o śnieg. Pod śniegiem, bowiem, leżał płaski kamień.

Obudził się w żelaznej, zardzewiałej klatce, z równie zardzewianymi kajdanami na rękach i nogach. Klatka była przymocowana do wozu, który był ciągnięty przez dziwne istoty, najprawdopodobniej jakieś wersje koni, żyjących w podziemiach, częściowo spokrewnionych z wężami. Obok jego klatki siedziała dziewczyna, w kajdanach pzyczepionych do jego klatki. Oprócz niego i jej, skład wozu liczyło blisko osiemnastu Elfów – Wysokich i Mrocznych – z których przynajmniej dwunastu liczyło mnóstwo raz i śladów krwi. Poza dotychczas wymienionymi osobami był także Balforce, ze sporą, widoczną blizną przebiegającą przez jego przekrwione oczy. Włosy miał pozlepiane zamarzniętą krwią, na wozie też dało się usłyszeć rozmowy trójki elfów. Z początku lamentowali z powodu porażki pod Brightwood, potem temat skierował się w kierunku jego i dziewczynki, ponoć córki Królowej Catheriny, jednak nikt nie wymówił jej imienia. Na wieść o porażce Elfów, na twarzy Jarmina pojawił się lekki uśmiech, mimo obolałych rąk, nóg i kręgosłupa, zaś na jego uśmiech Balfource odpowiedział krzywym spojrzeniem. Kapitan narzekał na nieład i niezdyscyplinowanie niedobitków, dopóki nie spotkał się w jednej z wsi z Wysokim Elfem, w białej, pozłacanej szafie, odzianym także w drogocenną wysadzaną kaminiami szlachetnymi rękawicą i uzbrojonym w lekki młot. Towarzyszyła mu czwórka innych, czystych, uzbrojonych w bogato zdobione zbroje Elfów.
- Się masz, Ivaan – powiedział serdecznie, choć z lekka fałszywie Balfource.
- No, widzę, że twoje osiem tysięcy wojska trochę się zmniejszyło. – Odpowiedział Elf, zwany Ivaan.
- Oj, zamknąłbyś się. Sam nawet nie ruszyłeś z misją.
- Nie ma co się śpieszyć, i tak wszystkich władców cholera zeżre. Ale co tak stoimy na zimnie, chodźmy do Karczmy.
- Poczekaj. Potrzebny jakiś pal, w młodym coś niedobrego widzę. Jak go się zostawi samego, to pewnie ucieknie, oberżę paląc najpierw.
- Dobra, łatwo się znajdzie tu jakiś pal. A dziewczyna?
- Nie ucieknie, pewnie, ale lepiej też ją do karczmy dać.
W oberży świta Ivaana i grupka Balfource’a pili jak inni chłopi, plugawie rozmawiając, podśpiewywując czasami z innymi świńskie piosnki. Dziewczynka, córka Królowej Catheriny siedziała obok przywiązanego do pala Jarmina.
- Słuchaj… - powiedział Jarmin do dziewczynki – Kiedy przejdzie tu oberżysta ty zawołasz…
- Nie. Zbiją mnie.
- Nie bądź dzieckiem. Trzeba się stąd wydostać.
- Ejże – rozpoczął kolejną rozmowę Ivaan – A tak właściwie czemu nie wybiłeś tej dziewczyny razem z innymi jeńcami. Przecież nie jest to Elfka?
- Nie wiem, Władca kazał oszczędzać synów, oraz córki władców. Nie wiem, czemu.
- Proszę pana! – zawolała dziewczyna – Głodna jestem.
- Oj tam, zamknij się! – Krzyknął Balfource
- Co ty tam, Balfource. – Odpowiedział na krzyk Balfource’a Ivaan – Za cudze pieniądze żresz, a dziewczynie żałujesz? Ja stawiam, więc ja decyduję, kto je za moje pieniadze. Panie Karczmarz, daj tu jeszcze miskę tej dziewczynie. Ej, a tamten drugi, buntownik? Nie je?
- A co mam zrobić. Znasz to stare przysłowie: „Otwórz klatkę królikowi, a on zwieje. Otwórz zaś lwowi, a najpierw odgryzie ci rękę razem z karmą, a potem zwieje”? Trzeba ryzykować, że zdechnie z głodu po drodze.
- A dziewczya go nie nakarmi?
- Dobry pomysł.
- Ale za gnojka nie płacę.
- I tak na niego nie wydam dużo. Minimalne racje.

- Po tym cię gdzieś zawiozą do klatki, i będziesz pracowała z innymi niewolnikami w kopalni. – powiedział Jarmin – Zrób oczy do oberżysty, poproś o jakąś twardą potrawę zamiast zupy, i weź nóż. Zapmniał mi Kapitan noża krókiego wziąć, więc gdy przetniesz liny, może zabije :chcę bana:.
- Ddobrze. – odpowedziała dziewczyna.
- Teraz weź kęsa tego mięsa, by nie wzbudzić podejrzeń, i trzymając go w ręce drugą ręką przepiłuj linę. – Gdy dziewczę przyniosło pozywienie, Jarmin powiedział – A tak właściwie, jak Ci na imię?
- Catie
- Aha, rozumiem. No, jeszcze trochę. Piłuj, mała.
W momencie, gdy Catie przepiłowała linę, Jarmin wziął inny nóż leżący na stole, i oba rzucił w Balfource’a. Oba strzały chybił, oba trafiły w siedzącego obk Ivaana, jeden trafił w jego serce, drugi przebił na wylot jego szyję. Elf zsunął się z krzesła i krwawiąc padł na deski, zmieniając ich kolor na czerwony. Jarmin zaś wziął pchodnie na ścianie, i wybiegając z oberży rzucił pochonię na slomianą strzchę oberży. Wrócił się, złapał Catie za rękę, i ciągnąc ją wybiegli z gospody. Za nimi wybiegł Balfource, dwóch jego towarzyszy, i jeden z towarzyszy Ivaana. Inni wybiegli płonąc, a Balfource i inni nie znaleźli tej nocy uciekinierów. Ogromna gospoda zapaliła domy w pobliżu, połowa wsi zaczęła płonąć.
Catie i Jarmin na jednym z „koni” z wozu przejechali sporą część kraju, dopóki „koń” nie padł. Obojga żyło przez dwa lata na jednej z wsi, pracując u jednego z chłopów w zamian za schronienie i żywność. Dopóki wsi nie zaatakowali siepacze króla Condihiterna z Samaradinaru, kraju leśnych elfów.

Rozdział Drugi: Rycerski Pojedynek

„Nawet nie wiesz, ilu ludzi spośród żyjących zasługuje na smierć.
Nawet nie wiesz, ilu spośród martwych zasługuje na życie.
Nie rozumiesz? Naprawdę? To najpierw postanów, kogo oszczędzisz, a kogo zabijesz.”
Jedno z cytatów filozofa
Auchera Basta
Była już piąta nad ranem. Elf, mieszaniec, pracujący na polu wstał już, zszedł ze strychu, ubrał się, i wybrał się na pole. Kolejny raz się spóźnił – inni już pracowali, by mieć, za co żyć. W tym czasie jego towarzyszka – znacznie młodsza Catie szła, ucząc się szwactwa z innymi córkami kobiet na wsi. Jarmin, ów Elf, kończył pracę, kiedy zwykle niebo ciemniało, a ze względu na położenie wsi blisko królestw Leśnych Elfów – Samaradinaru, było to gdzieś około dwudzestej. Potem Obojgu wspinało się na strych, gdyż rodzina farmerów tylko tam miała wolne miejsce dla dwojga włóczęgów.
Minęły już dwa lata, odkąd dwójka zaprzyjaźnionych osób – dwunasto, czternasto letniej dziewczyny i blisko dwudziestoletniego Elfa ruszyła, znaleźć spokój. I znaleźli. Na dwa lata. Trawiąca królestwo trwoga wzrastała, zaś armie Elfów i Orków atakowały królestwa innych sojuszy. A kiedy Leśne Elfy przegnały ze swych ziem Wysokie Elfy i Mroczne Elfy, rozpoczęły atak na barbarzyńskie ziemie Iross i imperium Halbardor, którego władcy zaginęła córka, której na szczęście nie rozpoznali chłopi z wioski. To był zwykły dzień, jak zwykle, Catie i inne dziewczyny siedziały u jednej z niewiast, i trenowały szwactwo, zaś chłopi, i Jarmin, pracowali na polu. Jednak spokój dnia przerwał potężny głaz wystrzelony w wioskę. Głaz przebił i zniszczył kilka domów, w ślad za pierwszym strzałem poleciał drugi, zgniatając następne parę domów. Dwa następne poeciały na pole, i zabiły kilku chłopów, a następnie przebiły ziemię i zrobiły w nich spore dziury. Mieszkańcy wioski uciekali, część wróciła do domów po niezbędne do przeżycia rzeczy. Wśród nich był też Jarmin. Następne głazy niszczyły dalsze domy i ich otoczenie, część zabiła kolejnych chłopów, uderzając w nich lub przygniatając ruinami domostw w pobliżu. Jarmina też dosięgnął kawałek ruin, spadająca belka drewna złamała mu rękę, gdy ten, nie wiadomo czemu, wystawił rękę ku belce. Szybko wbiegł po Catie do jednego z mieszkań – ono jednak było puste, a Mieszaniec musiał szybko uciekać, by nie paść ofiarą następnych uderzeń. Po wielu uderzeniach w końcu przyszedł czas na frontalny atak – zaczęło się zblizać kilkudziesięciu zbrojnych. Inni byli tam w pobliżu, okazało się, że gospodyni, która uczyła inne dzieczęta tkać, szybko zareagowała i wyprowadziła swoje uczennice.
- Jarmin! – krzyknęła Catie podbiegając do Elfa – Żyjesz. Kiedy zobaczyłam, że cię tu nie ma, pomyślałam, że jesteś wśród martwych. Hę, jesteś ranny?
- Nie, nic nie ma. – Odpowiedział Jarmin, zakrywając ręką ranę, która farbowała na kolor czerwono-fioletowy szarą koszulę.
- Nie ukrywaj, Jarmin. Dobrze widać całość, ręką nie zakryjesz wszystkiego. Trzeba będzie znaleźć znachora.
- Nie przejmuj się tym – Szybko zejdzie.
- Mam oczy, Jarmin, nie oszukuj, bo nie wiadomo, czym nafaszerowane były te skały, którymi te elfy ciskały w nas. Ciesz się, że w pobliżu jest Bowerstone. Tam ponoć da się zdobyć praktycznie wszystko.

Miasto Bowerstone to ogromny gród, warownia, otoczona ze wszystkich stron setkami ceglanych domów, u których w okresie zimy paliły się kominy, i pomimo wielkości miasta patrząc z góry, wydawało się małą wioską z domami, z dymiącymi się kominami, otoczonymi całunem śniegu. Domy i warsztaty zaś były przedzielone ogroną rzeką zwaną Yayr.
Rana spowodowana zawaleniem się budynku stawała się coraz bardziej dotkliwa, tak samo jak ślady po walce z młodym gryfem, który zaatakował grupkę ocalałych. Grupka zamieniła się w garstkę osób, głównie kobiet, idących dalej drogą. Cale ich szczęście, że Bowerstone jest w głębi kraju – gdyby znaleźli się w innej sytuacji: że na miejscu Bowerstone była wioska, a na miejscu wioski Bowerstone. Wtedy najprawdopodobniej zginęli by pod kopytami samaradinarskich konii, od strzał z tego kraju, czy pracowaliby w kopalniach. A gdyby im się poszczęściło, po dniach wyczerpania z zimna i ucieczkami od patroli wroga, znaleźli by coś ostrego, co zapewniłoby im bezbolesną śmierć.
Za dnia Bowerstone było otwarte, i weszli. Wielu z ludzi poszło spytać się o domostwa do wynajęcia, i o ofertę pracy. Inni poszliby do sporej ilości osób słuchających przemówienia.
- Wierni kościołowi – powiedział Alaryk, przywódca inkwizytorów, zwany także z języka elfow Reeid Kra’it, czyli „Czerwony Rycerz”, co wzięlo się od koloru jego ubrań, i uwielbienia załatwiania konfliktów „po rycersku”, nawet, jeśli jest to rozkapryszony nastolatek co napisał coś farbą po murach kościoła. Pomimo, że miał z trzydzieści, góra czterdzieści lat, jego długie blond włosy zaczynały siwieć. Nosił on na sobie srebrną tunikę, oraz czerwone spodnie i rękawy pozłacane przy końcach, buty zaś, jak tunikę, miał metalową. – Bezbożni Orkowie, Pogańskie Elfy, i kolejne niebezpieczeństwa – Demony – Gromadzące się na południu. – Alaryk podniósl do góry wielki medalion z krzyżem, i z lekka zamachnął ku tłumowi. – A nasz władca, Nathaniel, który był z nami w ciężkich chwilach, który nam towarzyszył od dwudziestu pięciu lat, i panował w królestwie, po stracie córki porwanej przez te pogańskie elfy, nie przypomina Nathaniela sprzed lat. Czy pozwolimy, by nasz dawny król, który zmęczony panowaniem dalej władał? Nie, nie możemy.
- No pięknie, z króla nam zrobi wariata. –powiedzial cicho Jarmin, by Alaryk nie usłyszał. Wiedział, że jeśliby uslyszał, najpewniej wyzwałby go na „Rycerski Pojedynek”, a nie miał rady z wyszkolonym elitarnie zabójcą nieludzi, mogącym rozpoznać na kilometr kogoś nawet z ćwiartką krwi elfa w żyłach. A Alaryk w swoich „Pojedynkach” z elfami używał rozmaitych rzeczy – truciznę do wypalania kości elfów, jad na elfy, i inne, mniej lub bardziej ohydne rzeczy. A nawet walcząc z byle zbirem swoim specjalnie wyrobionym ze srebra mieczem odciąłby mu głowę, zanim bandyta by mrugnął. A nie miał szans, praktycznie bez władzy w prawej ręce, na rasistę-zabójcę.
- Więc – kontynuował przemowę Alaryk – Uważam, że powinniśmy zacząć eksterminować elfy. Halbardor dla Ludzi! Elfy do Obozów! Takich oto zasad będę się trzymał, kiedy obejmę władzę w tym kraju. Za Sylantha, Boga Naszego, i za Wiekuisty Płomień, symbol Życia Wiecznego. Amen.
Tłum zawtórował krzyk, Alaryk dumnie zszedł z podium, którym w rzeczywistości była zwykła skrzynia. Odszedł z aroganckim uśmiechem na twarzy, w towarzystwie gwardii inkwizytorskiej.
Alaryk objął władzę w Bowerstone, i zarządził, iż każdy, przetrzymujący Elfa, Orka, czy inną istotę inteligentną poza człowiekiem, zostanie stracony. Zaczął zakładać obozy koncentracyjne, kilku elfów już wybito. Alaryk wykorzystał sytuację też tej, i innych dwóch wsi. „Wspaniałomyślnie” na swój koszt zaoferowal im domy na swój koszt, i podbudował reputację. A życie dla Jarmina wisiało na włosku – elfickie spojrzenie, ukazanie swych elfich uszu, zobaczenie jego z lekka jasnofioletowej, elfickiej krwi czy pokazanie swojego elfickiego akcentu oznaczało dla niego śmierć. Co było ze względu na jego sytuację życiową niekorzystnie, gdyż wielokrotnie znachor czy medyk musiał go odwiedzać, i nie mogło dojść do sytuacji, gdzie medyk nie dostawał łapówki, aby nie wydać półelfa.

Nastała wiosna, Mieszaniec odzyskiwał już władzę w prawej ręce, choć jeszcze nie mógł ją sprawnie poruszać. Alaryk wydał nowe rozporządzenia: Zakaz wyznawania innej wiary, niż wiary w Sylantha, zakaz wyjazdu w kraje Elfow czy Orków, oraz zakaz jakiejkolwiek pomocy dla Elfow. Czerwony Rycerz odniósł szereg zwycięstw, co jeszcze bardziej pokazało jego potęgę, a stało się to tylko dlatego, iż z powodu panującej w Dark Kroght gospodarki i tego, że Lord Harke’a zaczął zajmować się wojną, nie handlem z sąsiadami, i z tego też powodu w kraju zawiązała się komuna, a Mroczne Elfy wycofały się z konfliktu. Choć Harke’a to nie obchodziło, wszyscy bali się go, i wiedzieli, że powiedzenie, iż Harke’a sam pokonuje połowę armii wroga, a jego wojsko drugą połowę ma w sobie ziarno prawdy. Harke był po prostu jednoosobową armią. A to, że Kapitan Balfource, nie słabszy w walce wręcz i na odleglość oraz na posługiwaniu się swym batem pozostał mu wierny, jeszcze bardziej utwardzilo pozycję Harke’a. Ale to niewiele dało: Wysokie Elfy i Czarne Elfy nie dawały sobie rady z Iross, Samaradinarem, Orkami, Kriordem i Halbardorem. Dlatego też skupiały się wydostać Dark Kroght ze szponów komunizmu, i odzyskać cennego sojusznika, który zmienił nazwę kraju na ZSKE (Związek Socjalistyczny Królestwa Elfiego). W wojnie brały już udział tylko Elfy z Samaradinaru, Orkowie, i Ludzie. Jedyni, którzy według Alaryka powinni istnieć.
Jednak pewnego pechowego dnia odkryto jego pochodzenie. Kiedy Jarmin chodził po mieście, jednak kiedy już był pod kościołem Sylantha, tuż obok jego głowy poleciał bełt kuszy. Półelf wiedział, co to oznacza, i schylił się. Gdyby tego nie zrobił, już by nie żył. W powietrzu zasyczało ostrze Alaryka, promienie słońca odbijały się od medalionu Rycerza.
- Ty nędzny psie! – krzyknął, drugi raz strzelając z kuszy. Tłum dalej nie wiedział, co się dzieje. Strzała jednak trafiła Elfa, mocny bełt przeszył mu brzuch na wylot. Jarmin padł na brukowaną kostkę na placu, a rosnąca pod nim kałuża krwi robiła się coraz większa. Alaryk podszedł krótkimi krokami, Jarmin nie poddawał się. Odepchnął się od ziemi, i rzucił na Alaryka, ten zaś wykorzystal to, że Elf osłabł w wyniku utraty krwi. Złapłał go u usiósł jedną ręką w powietrze, drugą sięgnąl po flakon z jakąś trucizną. Elf nie poddał się, kopnął resztkami sił inkwizytora w brzuch, i zwalił go na ziemię. Czerwony Rycerz wstał, i powiedział:
- Dobrze… Znacz swój los, proszę bardzo. Powaliłeś mnie, upokorzyłeś. Wiesz, co to znaczy? Rycerski Pojedynek. Ty i Ja. A skoro ból ci zamknął usta, uznam, że przyjąłeś pojedynek. Dopilnuję, byś nie wyszedł z miasta, za trzy dni, stoczymy pojedynek. Straże! Flip, Gains, zabrać go.
- Tak… panie. – powiedział wyższy z gwardzistów – Do lochu?
- Nie… upokorzył mnie, sku…el, i plamę na honorze oczyści tylko święty pojedynek, między mną, a nim.
- Skoro tak sądzisz, Sir. To tylko jeden upadek…
- Zamilcz!

Catie przyszla do chaty, starając się dopomóc go fizycznie i psychicznie przed „Rycerskim Pojedynkiem”. Choć wspierała przyjaciela, wiedziała, że nie ma szans z Czerwonym Rycerzem. W końcu nadszedł dzień sądu, dzień pojedynku, dzień roztrzygnięcia, kto przeżyje: Elf, czy Inkwizytor. Kiedy Jarmin poszedł na plac, Alaryk już czekał.
- Gotowy? – spotał, unosząc na swe ramiona wielki, srebrny młot.
- Tak… Chyba – Powiedział Jarmin, dalej trzymając dłoń na ranie od bełtu, która wylewała z siebie lekkie strumyki fioletowo-czerwonej krwi.
„Niech Pan mnie prowadzi, zaś ostrze, służy!” – Mówił sobie w duchu Alaryk. Założył sobie na barki miecz, i dzierżąc młot w dłoniach biegł w stronę Jarmina, i wykonał atak. Jarmin jednak skoczył, odbił się od młotu, i lekko wylądował na miejscu za Alarykiem.
- Cholera – Sapnął Czerwony Rycerz – Oprócz tego, że spudłowałem, to jeszcze zbeszcześciłem swe szaty krwią elfa!
Inkwizytor zaatakował w podobny sposób kilka razy, w podobny sposób Jarmin odskoczył.
- Stań… - Dyszał ciężko Alaryk – Stań… i walcz… Jak mężczyzna!
- A po co?
Inkwizytor spróbował jeszcze sześć ataków, tym razem innymi technikami. Elf wszystkie uderzenia sparował, aż Alaryk nie powiedział:
- Przegrałeś
- Hę!?
Uderzył Mieszańca, i odepchnął go na lód, który spowijał rzekę Yayr. Lód pękł, Elf wpadł do rzeki.
- No, to po kłopocie. – powiedział z uśmiechem zwycięzca – Chwała Sylanthowi, Bogowi naszemu. Amen.
- Ty… Ty potworze! Pieprzony kapłanie! – krzyknęła Catie ze łzami w oczach
- Hę? Zbliż się, dziewko. Jak śmiesz tak mówić do Najwyższego z Inkwizytorów? Pokonałem go w Rycerskim, Świetym Pojedynku.
- Rycerskim, ty… Rasisto, pieprzony. Ty to nazywasz „Rycerskim” pojedynkiem!? Ty, doskonale zorganizowany, wyszkolony, wojownik, uzbrojony w setki przedmiotów do zabijania i niszczenia, przeciwko Elfowi… rannemu, zmęczonego życiem, z jednym, żelaznym przerdzewiałym mieczem.
- Hę? Cholera, z całym szacunkiem dla Sylantha, oczywiście. Psiakrew, masz rację, to niehonorowe. Flip, Sachs! Wyłowić go! Jeśli jeszcze żyje.
- Chyba żyje… sir – powiedział jeden z gwardzistów, wyławiając kijem mokrego elfa.
- Jeśli żyje, dajcie mu broń.. muszę wyruszyć do innych ziem, trzeba wykończyć inne komunistyczne elfy. A ty tutaj, nie ruszaj się z miasta. Kiedy wrócę, dokończymy całość, najlepiej na szczycie zamku. Więc jak?
Jarmin chrząknął, zamknął oczy, i spuścił głowę. Zemdlał.
- Będę się za jego zdrowie modlił - powiedział Alaryk – Nie mogę pozwolić na plamę mego honoru.

- Żyje? – spytał Alaryk
- Nie wiem. – odpowiedział Flip, który dopiero co wyłowił elfa. – Coś blady jest, nawet, jak na elfa. I się nie rusza. Chyba Ekscelencja przesadził z tą furią w czasie pojedynku, i tak niewiele on zrobił Ekscelencji.
Inkwizytor dotknął polika elfa, następnie schylił się, i dotknął dwoma palcami jego skroni.
- Żyje. – powiedział Alaryk. – A ja, cholera, wydam majątek i reputację na leczenie go. Zabójca elfów leczący elfa. Trudno. Pie…ny honor ceny nie ma, ażeby zachować błogosławieństwo Sylantha, trzeba się poświęcać… Zabierzcie go! Nie chcę patrzeć na jego gębę, dopóki nie stanie przed sądem Bożym, gdzie Sylanth zdecyduje, kto zginie, kto przeżyje.
Catie weszła do komnaty, wielkiej, kamiennej, gdzie leczono elfa. Leżał w łóżku, z bandażami, owiniętymi na praktycznie całej długości między szyją a kolanami. Nadal był nieprzytomny. Dziewczyna zbliżyła się ze łzami w oczach, wpatrując się w elfa. Potem zaś położyła głowę na łożu, na którym leżał, i zasnęła. Gdy się obudziła, elf jeszcze spał. Lub zmarł. Catie nigdy nie miała zwyczaju sprawdzać tętna. Jednak Jarmin po jakimś czasie otworzył oczy, chwilę po tym zaczął z nią rozmawiać. Pytał ją mniej więcej o powód, dla którego tu się znalazł. I dowiedział się o swoim marnym położeniu. Po całej rozmowie przyszła służka, popoprawiała różne sprawy higieniczne miejsca, gdzie leżał ranny, potem przyniosła mu pożywienie.
Mijały dni, tygodnie… Następnej wiosny drzwi komnaty, gdzie przebywali Catie i Jarmin otworzyły się z trzaskiem. Pierwszy raz w komnacie znalazł się Alaryk, pomimo swego znanego pseudonimu i przezwiska zarazem, przybył, odziany w bogate, purpurowe szaty.
- Doniesiono mi, że twój stan zdrowia się poprawia, przeklęty elfie! No, wkrótce czas na dokończenie naszego świętego pojedynku. I Sylanth zdecyduje, kto zginie, a kto przeżyje. Za cztery dni. Szykuj się. – odszedł, ciężkimi krokami stąpając po posadzce.
- Naprawdę zamierzasz z nim walczyć? – spytała Catie
- Muszę…
Czwartego dnia Alaryk już czekał około godziny czternastej na elfa. Towarzyszył mu Flip, zaufany gwardzista i tzw. Strażnik Wiary.
- Yeuechen yep femellis, lenei of spens. Jynereus on Excent ayn fellechis. – powiedział inkwizytor
- Myślałem, Sir, że nienawidzisz języka elfów. I ogólnie elfów.
- To nie elficki, ino dawny halbardorski. Nim ugruntował się wspólny język. Nie sądziłem, że w tych sprawach jesteś takim prymitywem, Flip. Ciii, idzie.
Jarmin wszedł na arenę, opuszczoną, przysypaną piaskiem.
- Gotowy? – spytał Alaryk
- A broń?
- A tak… Flip. Daj mu wybraną przez niego broń.
- Mnie wystarczy tylko ten nóż.
- Hę? O, no cóż. Gotowy?
- Tak.
Alaryk powtórzył swój znany początkowy cios: zalożył młot na ramiona i z imptetem podbiegł do elfa. Mieszaniec wystawił nóż, i starał się nakierować strużkę światła odbijającą się od blachy w stronę twarzy inkwizytora. Czerwony Rycerz przycisnąć szczęką rękojeść młotu, by nie spadł, i przysłonił ręką oczy. Młot spadł, kapłan obejrzał się za siebie. I to był jego błąd. Jarmin skoczył, i uderzył Alaryka barkiem, przyciskając do ściany. Podbiegł szybko kilka kroków po młot, i podbiegl do kapłana. Alaryk schylił się, młot uderzył w ścianę. Inkwizytor podbiegł do elfa, i rzucił się na niego, powalając na ziemię. Obojgu uczestników walki zaczęło walczyć przeciwko drugiemu wszelkimi możliwymi sposobami, w końcu jednak gdy Czerwony Rycerz wstał, poślizgnął się, i upadł, a miecz, a właściwie połowa miecza zlamana podczas walki wbiła mu się w ramię i przebiła na wylot.
- No… dalej, przeklęty elfie. Już nie będę nią mógł ruszać, jestem łatwym celem. Zabij mnie.
- Jakoś nie mógłbym sobie patrzeć w oczy. – powiedział Jarmin – Oszczędziłeś mnie wtedy. Ja ciebie oszczędze. Żegnaj. I, mam nadzieję, na zawsze. Wyjeżdżam z tego przeklętego miejsca.

Anioł (elf. Faleangelos) – Smoki pełnią rolę pupili Bogów, natomiast Anioły to posłańcy wielu z nich. Zwykle trójka bogów – Korellion, Sylanth lub Ballana – w celu ogranięcia porządku zsyłają Anioły w ciałach elfów lub ludzi. Anioły przez większość życia wyglądają jak ci, w których zostali zesłani, ale w skupiskach mocy magicznej są zdolni przybrac swą anielską postać – otrzymać ogromne skrzydła i znacznie większą moc magiczną, jednak częścią z nich dysponują od zawsze. Wyodrębniono ich cztery gatunki.
Archanioły – Wyróżniają się mocą i wielkością, a także mniejszym wymaganiem mocy magicznej.
Serafiny – Zwykle zsyłane tam, gdzie potrzeba odrobiny przemocy w wykonaniu powierzonego im celu.
Cherubiny – Podobne do Archaniołów, ale tworzone do wykonywania zadań pokojową drogą, choć zawsze spora siła jest możliwą do wykorzystania alternatywą.
Charony – Zwykle gdy przewidziane są wielkie wojny, na kilka lat w ciele przyszłego wojownika wcielane są Charony, by zapanować nad chaosem, gdy giną masowo istoty, i ich dusze krzątają się wszędzie.
Oprócz tego wyróżnia się specyficzną grupę – Aniołów Stróżów. Jednakże jest to ktoś w stylu niewidzialnego strażnika chroniącego przed śmiercią i chorobami.


Rozdział trzeci: Rutynowe Zlecenie

-To on? – spytał ostronosy elf zza okna.
-Tak. – odpowiedział drugi elf, w ciemnej zbroi i z długimi włosami otoczonymi siwizną.
-Czemu go po prostu nie zabijesz?
-Jestem pośrednikiem Harke’a. Zabijanie niczym najemny zbir jest ujmą na honorze, a osobista zemsta to drugie imię elfów.
Pierwszy z elfów zasunął jedwabnymi czerwonymi zasłonami okno, a następnie pstryknął palcami obok świecznika, i tym sposobem zapalił go.
-Normalnie nadużywanie władzy do swoich, a właściwie czyiś potrzeb najzupełniej prywatnych jest karalne przez prawo, a ja mógłbym zostać usunięty ze stanowiska, i… a tak właściwie ile płacisz?
-Dwadzieścia tysięcy korenów teraz. I po dziesięć tysięcy jak mi dasz dowód na uwięzienie tego elfa, i tej małej… jak jej tam? Nie pamiętam.
-Spokojnie, sir, zanim rozpoczęła się wojna Halbardor i Samaradinar miały wspólne akta obywatelskie. Doprawdy, szkoda, że opatentowano to w niewielu krajach. – odpowiedział z uśmiechem elf, i otworzył szufladę w komodzie, a następnie wyciągnął papiery i zaczął je przeglądać.
-To jak on ma na imię?
-Jereanel. A ta mała, Catie. Spokojnie, już ja wiem, co zrobić. To po prostu rutynowe zlecenie.

-To jak tam, Jarmin? – spytała Catie, próbując dostrzec budynki wśród deszczu. – Jest tu gospoda, karczma, hotel czy coś takiego?
-Spokojnie, Catie… Rubinir to spore miasto, wątpię, by zabrakło miejsc. A rano popytam się strażników o ważniejsze informacje.

-A więc widzisz, mroczny elfie – powiedział strażnik – Rubinir to spokojne miasto. Używanie zaklęć bojowych, łuków czy mieczy przez obywateli jest zabronione. Tak samo paserstwo, handel żywym towarem, kradzieże, morderstwa i obrażanie majestatu państwowego. Jak szukasz pracy, zobacz w tartaku, tam ciągle potrzeba nowych pracowników. Aha, i uważaj na niego – strażnik wskazał na ostronosego blond elfa z włosami splecionymi na kitkę, w bordowo-czerwonej szacie ze skóry. Kilka kroków przed nim szedł elf zamiatający ziemię, po której chodził elf – to Sihill. Jedyny w mieście sędzia i minister sprawiedliwości, a także burmistrz. Lepiej na niego nie patrz, nie idź obok niego, zstępuj z drogi i temu podobne. Aha, i to jego dom – strażnik wskazał na średnich rozmiarów willę o marmurowym dachu i hebanowych ścianach. Dom był w kształcie prostokątu z dwoma wielkimi salami przed główną częścią domu z wielkimi dwupiętrowymi oknami. - Uważaj, by nic przy tym nie robić.
-Dobra, w tartaku, mówisz? A gdzie to?
-Wzdłuż placu, tam, w głębi lasu.

-Tak, w tartaku zawsze się ktoś przyda. Dwadzieścia dwa koreny za godzinę, jako tragarz. Co ty na to?
-Może być, ja tu tymczasowo. Zresztą dziwię się, że Sihill ma tu taką władzę.
-Lord Sihil lub Władca Sihill. Ewentualnie Sir Sihill. Widzisz, jest tu jedynym możnym w mieście, oprócz tego pełni w Samaradinarze funkcję ministra sprawiedliwości. Został burmistrzem, i dalej od czterech lat doskonale spełnia obowiązki sędziego. A ma dwadzieścia dwa lata. Aż strach pomyśleć, co z niego wyrośnie za kilka lat.
Do właściciela tartaku i Jarmina podbiegł dyszący elf, i powiedział:
-Jest tu… - rozwinął pergamin i powiedział – Jarmin von Amberstone?
-Tak. To ja. O co chodzi?
-Sir Sihill kazał mi ciebie zaprosić do jego rezydencji.
-No, no – powiedział właściciel tartaku klepiąc Jarmina po plecach – Niejeden dałby się posiekać za coś takiego. Ty to masz szczęście.
-No nie wiem… Cała ta historia jest cholernie mało wiarygodna.
-Aha, i jeszcze coś – powiedział posłaniec – Sir Sihill zaprasza pana wraz z niejaką Lady Catie na kolację.
-I jak? – powiedział właściciel.
-Nijak. Nie wiem co o tym sądzić.

-A więc przyszedłeś – powiedział Sihill w pozłacanym czarnym ubraniu. Komnata była niemal pusta, wyjątek stanowił komin na środku i kolumny przy ścianach, oraz balkonik, na którym stał Sihill. – Chciałem cię zaprosić na kolację. Taką, wiesz, przyjacielską.
-Ale skąd…
-Ciebie znam? Nic szczególnego. Ale jesteśmy teoretycznie kuzynami. Moja praprababka miała siostrę, która wyjechała do DarkKroght i ożeniła się z magnatem z rodu von Amberstone, a moja praprababka została w Samaradinarze.
Cała trójka jadła i piła przy przygotowanym w oddzielnej sali stole. Po pierwszym posiłku Sihill zaproponował wina, komentując „Rocznik 558, kiedy twój ród przechodził kryzys finansowy. To był dobry rocznik. Dla win.”
Po pierwszym z posiłków Sihill poszedł do kuchni, i wrócił ze służbą. Następnie odesłał ich do domu, i przyniósł nowe sztućce.
-A wiesz, Jarmin – powiedział Sihill – Zabawne, jaki to wpływ ma trucizna.
-Hę?
-Niebezpiecznie jest zaczynać konflikt z możnymi. A z Balfourcem, pośrednikiem Harke’a tym bardziej niebezpiecznie. A wiesz, nie ma to jak dobre rozplanowanie. Ta twoja Catie już teraz zaczyna zasypiać po środkach, a narkotyk co ci wsypałem też zacznie. Niedługo straże znajdą cię naćpanego na śmietniku, i za pomocą skutecznych dowodów wsadzę cię za obrazę majestatu i handelnarkotykami, bowiem wypcham ci tym kieszenie. I jak? Cudnie. A tą twoją małą zołzę odsprzedam królowi Nathanielowi. Ciekawe, jak zapłaci okup, w końcu to Alaryk objął tron, a on ma tylko drobną willę. Z pewnością zapłaci każdą cenę, by odzyskać córkę. I tak powstanie dwójka żebraków, niegdyś królewska rodzina. Uroczo, co? Ej, co tak na mnie patrzysz?
-Wsypałeś mi krochen.
-I…?
-Ten narkotyk działa tylko na ludzi.
-Szlag! – powiedział Sihill roztrzaskując butelkę wina o podłogę – Oczywiście! Naćpaj go i wrób w handel narkotykami mówił mi – o tak. Oczywiście! A jakoś żeś ty jako mieszaniec jesteś odporny na krochen to nie wspomniał słówkiem! Tak to jest! Zasrane sławy. Dobra, spokój. O tak, spokój. – powiedział Sihill biorąc dwie tabletki wyjęte z kieszeni do ust. –Spokojnie… O tak, ten środek działa cuda. No więc pora przejść do planu B – samobójca.
-?
Z korytarzy wbiegli do Sali szabliści, szóstka, i jeden halabardnik.
-Pamiętajcie chłopcy – pozory samobójstwa. I zgrywajcie przypadkowych świadków co to widzieli, jak elf się zabił z niewiadomych powodów. – dodał Sihill, i poszedł ze śmiechem do następnej z sal.
Jarmin wyjął miecz i cofnął się do ściany w sali. Jeden z szablistów wyciągnął kuszę i zaczął ją napinać, a pozostali ostrożnie przybliżali się do elfa. Jarmin odskoczył od ściany, i wbił ostrze w serce kusznika, i chwytając kuszę wystrzelił w przypadkowego żołnierza – trafiło w halabardnika. Jarmin zaczął się kierować ku wyjściu, jednak drzwi były zamknięte. Rzucił świecznikiem w najbliższego szablistę, i choć świecznik nie zadał zbytnich ran, rozproszył szablistę na tyle, aby elf mógł go zabić. Pozostała trójka szablistów rzuciła się na Jarmina, a on schylił się, i nabił na ostrze jednego z nich, a ciałem rzuciło następnych, którzy zostali ogłuszeni uderzeniem głową o kamienną ścianę. Elf odetchnął, i ruszył tam, gdzie poszedł Sihill.
-Kto tam? – spytał Sihill popijający herbatę w porcelanowej filiżance, siorbiąc przy tym na całą salę.
-Pewien bardzo wpieniony elf – odpowiedział Jarmin
-A, to ty. Wiedziałem, że sześciu żołnierzy nie starczy na ciebie, ale Balfource ciął koszty. Poczekaj, tylko dopiję herbatkę.
Jarmin nie czekał. Odskoczył od drzwi kierując ostrze w stronę Sihilla. Sihill kucnął, i podniósł lekko część stołu. Ostrze wbiło się w stół, a Sihill złapał niezaostrzoną część miecza rękoma i wygiął, by nie można było wyjąć miecza bez poprzedniego roztrzaskania stołu.
-No cóż, sprytne. Ale kuszy z tej walki nie wyeliminujesz – Jarmin wyjął swoją drugą broń zza płaszcza.
Sihill wyciągnął ku Jarminowi rękę, a z palców wystrzeliła strużka światła, która zniszczyła kuszę.
-Zwracam honor – powiedział Jarmin
-I tak to na ciebie za mało – powiedział Sihill – ale wątpię, by to ostrze sobie z tobą nie poradziło – sędzia wyciągnął srebrne, połyskujące światłem ostrze ze złotą klingą. – Chcesz? - po tych słowach rzucił w kierunku Jarmina miecz. Jarmin złapał ostrze, po czym z krzykiem odrzucił w stronę Sihilla, który złapał rękojeść miecza.
-Widzisz? Tego mi nie weźmiesz. Ostrze może wziąć istota o czystej duszy.
-Wynajmowanie morderców i przyjmowanie zleceń na zabójstwo nie leży w naturze czystej duszy.
-Nie o to chodzi.
-To o co?
-Mniej gadania, więcej walki.
Oczy Sihilla zaświeciły się na srebrno, a wokół pojawiła się biało-żółta chmura. Jarmin zasłonił ręką oczy, i usłyszał kroki nadbiegającego Sihilla. Próbował wyczuć, w którym kierunku nadbiegnie przeciwnik. Nie udało się. Sihill pchnął go mocno w ścianę, a następnie przejechał ostrzem po podłodze, i wokół pojawiła się kolejna chmura, podobna pierwszej.
-Nareszcie – powiedział Sihill – dopiję wreszcie tą herbatę. Gdzie ja ją tu postawiłem… o! Jest.
Kiedy chmury zanikły, Jarmin próbował wykreować w głowie jakąś strategię przeciw Sihillowi, ale kiedy on dopił herbatę, ruszył przeciw Jarminowi nie dając mu czasu na strategię. Sihillowi wypadło ostrze, i zanim upadło na ziemię Jarmin złapał za rękojeść i dźgnął Sihilla na chybił trafił. Odepchnął go, rannego w bok, i wytarł gorącą dłoń o arras, a następnie wyciągnął kuszę z trofeum nad kominkiem – kuszy i miecza na tle tarczy.
-A mógł – powiedział Sihill ciężko dysząc – zostać tu. Nie miał nic do roboty, a z pewnością by ciebie zabił, psie. No, strzelaj. I tak pewnie przeżyję. Brak ci jaj, żeby zabić rannego, co? Ha!
Jarmin odwrócił się, i zmierzał ku wyjściu, kiedy Sihill odskoczył od ściany i dalej dzierżąc ostrze rzucił się na mieszańca. Jarmin odepchnął go, i Sihill nadział się o wygięty i wbity w stół miecz. Jarmin wyciągnął go z miecza, i wściekły popchnął a ścianę, a następnie podbiegł do niego i przystawił mu kuszę do głowy, oraz chwycił za płaszcz.
-Wystarczy, że zrobię wyjątek, i zabije rannego – powiedział dysząc Jarmin – Mów! Kto dokładnie zorganizował całe to zamieszanie, w jakim celu, i temu podobne.
-Ta broń i tak nie ma strzal. To trofeum. A miecz z trofeum jest sztuczny. I co zrobisz? Ha!
-To – odpowiedział, i naciągnął strzałę z kołczanu z dawnej kuszy.
-A dobra. Co mi tam, lepiej żyć. Zamach ja wykonałem, a robotę zlecił Balfource, który ma ci za złe uwolnienie tej twojej małej i ucieczkę od niego. To było rutynowe zlecenie.
-Dobra, powiedzmy, że ci wierzę. A teraz wyśpiewaj mi, co oznacza „Czysta Dusza”.
-Hmm… Jakby ci to powiedzieć. Wiesz, uznano trzy istoty czystego światła, takie, których dusze nigdy nie zostaną poddane wpływowi nekromancji, czy opętania. I jedne z nich czasem przybierają ludzkie, bądź elfie postacie.
-Anioły?
-No brawo, pacanie.
Jarmin nie zacisnął jeszcze mocniej pięść na płaszczu Sihilla, i przystawił go do siebie tak blisko, że ich twarze dzieliło dosłownie kilka centymetrów.
-Nie wierzę z tym zbytnio, ale to ostrze jest tu dowodem. A teraz kochachieńki kolejne pytanie: czemu cię tu zesłano?
-Sylanth zesłał mnie tu dwadzieścia dwa lata temu w ciele niemowlęcia, bym zaprowadził tu ład i porządek. W końcu od dobrego pół wieku Rubinir to bogate miasto bezładu. Choć ostatnio utrzymuje je w ryzach.
-Mimo wszystkie dalej nie wierzę z tym aniołem tak do końca. Trudno. Jadę zabić Balfource’a. Mroczne elfy są szczególnie mściwe, nie poprzestają, nie wypełniwszy zemsty. Balfource będzie mnie ścigał do końcach życia.
-Paca… mroczny elfie, jakbyś nie wiedział, przez te kilka tysięcy lat kilku zginęło próbując zabic Balfource’a. Jedyny, kto zginął z całej trójki to adoptowany syn Harke’a, Aelin.
-Trudno. Zawsze to coś, a przecież odkąd opuściłem rodzinę to ciągle odjeżdżam. Najpierw Vigil, ale podczas oblężenia odjechałem, potem Bowerstone, czy Brightwood, nie pamiętam. Tam ten Alaryk mnie chciał zabić, więc odjechałem stamtąd tutaj. A teraz znów odjeżdżam. Idę już. – Jarmin upuścił Sihilla i ruszył ku wyjściu.
-Czekaj! – krzyknął Sihill
-Hę?
-Jadę z tobą.
-Cóż za uroczy zbieg okoliczności, mój wróg postanawia mi towarzyszyć. Cóż za przypadek.
-Wiesz, raczej tylko ja znam szyfr do sejfu z kluczem. A poza tym nieszczególnie lubię Balfource’a. To jak, jedziemy?
-Jeszcze jedna sprawa.
-Sucham.
-Masz coś na styl przeciwności środku usypiającego? Wątpię, by Catie się prędko obudziła bez tego.
-Chyba coś się znajdzie.

-A więc wiedz, Jarmin – zaczął rozmowę Sihill, jadąc na białej klaczy z brązowymi, dużymi plamami – że jako minister sprawiedliwości mam dostęp do akt niedostępnych dla innych. Al-Board, Santios, Halbardor, Iross, Kriord i Samaradinar postanowili podpisać akt rozejmu. DarkKroght jeszcze nie ma oczywiście przedstawicieli ze względu na komunę, więc leśne elfy oraz Halbardorczycy i Irossczycy finansują oddział mający na celu zaprowadzić ład i sprawiedliwość w DarkKroght siłą, i po tym celu najprawdopodobniej nastanie na jakiś czas pokój na świecie. Niestety ta dwójka, Harke i Balfource, przeszkadzają w osiągnięciu planów. Dopóki żyją, świat nie zazna spokoju. Balfource bada podziemia pod Harkenonem, nową stolicą mrocznych elfów, więc Harke jest samotny. Ten, jak wspomniałeś, Alaryk, wynajął dwunastu łowców nagród, między innymi Kenneta z Oakland czy Briar Black. Nie było więcej chętnych, więc ta dwunastka powinna pokonać Harke’a. Jak chcesz, mogę poprowadzić was na jeden z pierwszych obozów rekrutacyjnych.
-Nie, dzięki. Wolę sam dojechać do celu.
-Jak chcesz. Tak więc, jak wspominałem, obecne cele wielmożnych skupiają się na zlikwidowaniu obu osób. Niestety, nie wiemy nic o tym, co znalazł tam Balfource. Pozostaje mieć nadzieję, że śmieci. A my mamy sporo czasu, zanim wojna się zakończy. Co sądzicie, by najpierw pojechać do jakiejś gospody?
-Nie, dzięki. Mimo wszystko, im szybciej, tym lepiej. A ty jak sądzisz, Catie?
-Nie wiem zbytnio o całej tej wyprawie, ale i ja jestem za jak najszybszą wędrówką.

Jeśli doczytałeś/aś do końca cały rozdział, to gratulacje! Wygrałeś/aś ciastko. Po nagrodę zgłoś się do dowolnej cukierni. Tylko nie zapomnij zabrać pieniędzy.

Ps. Mam nadzieję, że opowiadanko się spodobało (ależ mam poczucie humoru...)
_________________
„-Ja was uczę nadczłowieka. Człowiek jest czemś, co pokonane być powinne. Cóżeście uczynili, aby go pokonać? Wszystkie istoty stworzyły coś ponad siebie; chcecie być odpływem tej wielkiej fali i raczej do zwierzęcia wrócić, niźli człowieka pokonać? […] Patrzcie, ja wam wskazuję nadczłowieka! […] Gdzież jest ten piorun, który by was liznął swym językiem? Gdzież jest ten obłęd, który by wam zaszczepić należało? Patrzcie, ja was uczę nadczłowieka. On jest tym piorunem, on jest tym obłędem!”

Fryderyk Nietzsche
Ostatnio zmieniony przez Kokoju 30 Wrzesień 09, 19:51, w całości zmieniany 4 razy  
 
 
 
All Filippo 
Burżuj


Gra w: Makao
Wiek: 30
Posty: 183
Skąd: Ostrowiec Św.
Medale: Brak

Wysłany: 2 Lipiec 09, 20:24   

Tak masz poczucie humoru. I to ogromne. ;) Nie wiem jak innym ale mi się bardzo podobało. Mam nadzieję że niedługo dodasz nową częśc. Czyta się raczej lekko i przyjemnie chociaż nie ukrywam że wolałem zrzucic sobie tekst do Worda. xd (kolorystyka forum męczy moje oczy)
_________________
Proszę, mówcie mi All ;)
 
 
 
Nice Friend 
Szlachcic


Wiek: 28
Posty: 260
Medale: Brak

Ostrzeżeń:
 3/3/3
Wysłany: 2 Lipiec 09, 20:48   

Nawet super opowiadanko.:)Bez zastrzeżeń ale fakt że kolorystyka forum męczy oczy...
PS Dla tych co za bardzo czytać nie lubią polecam IVON-e-taki program co wklejasz tekst i ci komputer czyta :)
 
 
Threeth 
Dzielny wojak

Posty: 594
Skąd: Bielsko-Biała
Medale: Brak

Wysłany: 3 Lipiec 09, 16:00   

Przeczytałem całe! I jakoś nie przypadło mi do gustu. Pełno błędów i literówek.

Ps
Zgadzam się z twoją oceną!
_________________
>>Moje mapy<<
 
 
Kokoju 
Piechur


Gra w: różne takie...
Wiek: 28
Posty: 505
Skąd: I tak nie trafisz...
Medale: Brak

Wysłany: 4 Lipiec 09, 22:30   

Khy, khy. Mozesz podać przykłady? Może literówki zobaczę, ale błędów sobie nie wytknę. Nie umiem. Jak 99% populacji.
_________________
„-Ja was uczę nadczłowieka. Człowiek jest czemś, co pokonane być powinne. Cóżeście uczynili, aby go pokonać? Wszystkie istoty stworzyły coś ponad siebie; chcecie być odpływem tej wielkiej fali i raczej do zwierzęcia wrócić, niźli człowieka pokonać? […] Patrzcie, ja wam wskazuję nadczłowieka! […] Gdzież jest ten piorun, który by was liznął swym językiem? Gdzież jest ten obłęd, który by wam zaszczepić należało? Patrzcie, ja was uczę nadczłowieka. On jest tym piorunem, on jest tym obłędem!”

Fryderyk Nietzsche
 
 
 
Threeth 
Dzielny wojak

Posty: 594
Skąd: Bielsko-Biała
Medale: Brak

Wysłany: 5 Lipiec 09, 19:52   

Ok błędów jest mało ale literówek pełno i nie chce mi się ich szukać. Wklej tekst do worda to zobaczysz. :|
_________________
>>Moje mapy<<
 
 
Kokoju 
Piechur


Gra w: różne takie...
Wiek: 28
Posty: 505
Skąd: I tak nie trafisz...
Medale: Brak

Wysłany: 31 Sierpień 09, 17:03   

Yviss, m'evelienn vente caelm en tell
Elaine Ettariel,
Aep cor me lode deith ess'viell
Yn blath que me darienn
Aen minne vain tegen a me
Yn toin av muireann que dis eveigh e aep llea...

L'eassan Lamm faeinne renn, ess'ell,
Elaine Ettariel,
Aep cor aen tedd teviel e gwen
Yn blath que me darienn
Ess yn e evellien a me
Que shaent te caelm a'vean minne me striscea...

Pieśń Jaskra z Sagi o Wiedźminie

Rozdział czwarty: Łowcy Nagród

To, co dla mieszkańców kontynentu było plotką, stało się prawdą. Halbardor, Samaradinar, Al-Board, Kriord i Iross podpisali akt rozejmu i nieagresji. Na konferencji możnych nie zjawił się nikt od otoczonego wojną DarkKroght, więc Al-Board, Iross, Samaradinar i Halbardor postanowiło zaprowadzić ład w królestwie mrocznych elfów, co dałoby też pokój całemu światu na kilka lat. Jednakże dwie osoby musiały w tym celu zginąć – Eldor Balfource i Loneeion Harke, gdyż każdy wie, że dopóki żyją, nikt nie odetchnie od wojny.

Akurat pojawiła się okazja; gdy Eldor przeszukiwał podziemia pod Harkenonem, Loneeion siedział samotnie w zamku. Władcy wymienonych wcześniej czterech państw wynajęli w celu zabicia Harke’a dwunastu łowców nagród
Briar Black z Brightwood, Kenneta z Oakland, Fritza Demeira, Abdula al Jazzirę, Yen z Febergi, Kentaine’a z Grimmhein, George’a Winstona, Mikaela z Fevewill, Hemra Jorina, braci Edena i Febirga z Khanad-Dhur, oraz stojący na czołówce Lord Christian z Vigil.
Briar to żywa legenda wśród paladynów – jest to pierwsza paladynka, i jednocześnie mistrzyni jednego z zakonów. Jej drobne, okrągłe okulary, długie czarne włosy i bordowe szaty z nałożoną na nie srebrną zbroją podkreślały także jej talent magiczny.
Kennet natomiast, choć urodzony w halbardorskim mieście Oakland, jest pełnokrwistym barbarzyńcą z Iross. Kiedy trzeba było rozwiązać siłowo problem, zwykle brano do tego Kenneta – blond barbarzyńcę wysokiego na 2.5 metra.
Fritz Demeir jest bratem Fiedela, płatnego zabójcy, który zabił adoptowanego syna Loneeiona – Aelina Harke’a. Mimo to Fritz jest przeciwny płatnym zabójcom, zaś większość swego życia spędził jako rycerz, i w jego planach to jest ostatnie zlecenie – jest już 62-letnim kriorczykiem, i zamierza porzucić wojenne rzemiosło, będąc jednocześnie ugruntowany finansowo.
Abdul al Jazzira to mieszkaniec wyspy Solon. Nieprzyzwyczajony do pracy z grupą najemników, młody kapłan w Świątyni Smoków.
Yen natomiast jest przeciwieństwem Abdul. Przez 22 lata swojego życia dowodziła szesnastoma oddziałami podczas bitew.
Kentaine jest dosłownym połączeniem Fritza i Yen. Jest od niej ponad trzy razy starszy, jednakże ma nadzieję, że to jego ostatnie zlecenie, gdyż też chce porzucić życie najemnika i żyć spokojnie w rodzimym mieście na granicy Halbardoru i Perseplanu – Grimmhein.
George to także stary najemnik, i mag zarazem.
Mikael i Hemr to kuzyni, Mikael pracował wielokrotnie nad wzmocnieniem machin oblężniczych, zaś Hemr często był najemnikiem mającym chronić karawany.
Eden i Febirg to krasnoludy-bliźniacy. Rudobrody Febirg słynął z walki toporem, i był weteranem wojennym. Mimo wieku Kentaine’a, wcale nie myśli o przestaniu walczyć. Blondwłosy Eden to mistrz walki dwa razy większym od niego mieczem dwuręcznym, oprócz tego opanował podstawowe nauki magiczne.
Na samym czele stał Christian z Vigil. Vigil było miastem złodziei, aż nie przybył Baron Oreroun, elf chcący oczyścić miasta z przestępców, jednakże nie udało mu się. Wtedy przybył Christian, i sam pokonał kilka dziesiątek bandytów. Alaryk wybrał go na przywódcę, gdyż wykonał najwięcej misji najemniczych, był w tym doświadczony, i jednoczeście był świetnym dowódcą.
Dwunastu łowców nagród wynajętych w celu zabicia dwóch pojedynczych osób wyruszyło z miejsca spotkania – Halamaru.
Jednakże to nie opowieść o łowcach nagród, ale o dwóch elfach – leśnym i mrocznym, a także o człowieku. Dziewczynie.

-Doprawdy, śliczna mieścina – stwierdził Sihill przyglądając się obozowi zbudowanym kilka kilometrów od Harkenonu, stolicy DarkKroght. Było to zbiorowisko namiotów, zaś na środku Briar i Christian polerowali zbroje. Łucznicy z jednego oddziału strzelali do słomianych tarcz, a część żołnierzy trenowała na manekinach. – Swoją drogą, zastanawiam się, czy nie dołączyć do jednego z oddziałów. Dobrze płacą, a na większe walki się nie zanosi. A ty co, Jarmin?
-Ja się zgodzę – powiedziała Catie
-No, Catie, poczekaj jeszcze trochę zanim się dostaniesz do wojska. – odpowiedział Sihill
-To nie fair…
-Życie jest nie fair. – dodał Jarmin – Ja osobiście nie dołączę. Dzięki.
-No cóż, wielka szkoda. Wiesz, gdzie są namioty rekrutacyjne?
-Zawsze sądziłem, iż takowe znajdują się na środku obozu.
Jarmin, Sihill i Catie jechali na koniach przez środek obozu. Co jakiś czas mijali biegnące grupki wojowników, a w obozie na przemian było słychać uderzenia strzał o słomę, i uderzenia mieczy. Po dłuższej jeździe znaleźli wielki, zielony namiot rekrutacyjny.
-Wy zostańcie, ja zobaczę, czy znajdzie się miejsce. – powiedział Sihill zsiadając z konia.

Generał siadł na krześle na środku namiotu. Wnętrze było zapełnione zbrojami, a za generałem stał stół zapełniony pergaminami.
-Doświadczenie w walce mieczem? – zapytał generał
-Nie, ale przeczytałem „Szkołę Wojny” uczącą o walce mieczem.
-A doświadczenie z łukiem?
-W „Szkole Wojny” też było o łukach.
-Jazda końmi?
-Rekreacyjna, acz przeczytałem kilka ksiąg o tym.
-A chociaż paranie się magią?
-Głównie leczącą. Czytałem trochę o tych niszczących, ale nie wychodziły mi za bardzo.
-Inteligencik, tak? No proszę, tylko takiego nam brakowało. No cóż, osobiście sądzę, iż warto przypisać cię do oddziału „ŁUK”. – Generał wypisał na papierze krótki tekścik – Idź i znajdź swój przydział. Następny!
Sihill wyszedł, i do namiotu wszedł następny rekrut.

Elf znalazł flagę z napisem „ŁUK”, i trenujących jazdę konną brudnych wieśniaków na koniach zdecydowanie niskiej kategorii.
-Coś tu się nie zgadza – powiedział Sihill do wojownika dopatrującego kawalerzystów – Dostałem przydział do oddziału ŁUK, jednakże nie widzę tu zbyt sił łuczniczych. Wiesz, gdzie to?
-Pokaż no tu – powiedział ochrypłym głosem wojownik – No, dobrze się, k..wa, zgadza. No więc, k…a rano weź sobie jakiś kij, byle co, k..wa, znajdź jakiegoś, k..wa konia i zacznij trening.
-Coś tu się nie zgadza – mruknął Sihill – Jest dowódca na pewno pewny, że to oddział ŁUK?
-Tak, synku. Witamy w Ładnie :chcę bana: Kawalerii.

Dni mijały na treningu, a łowcy przygotowywali się do dnia, w którym zabiją Harke’a. Komunistyczne elfy nie stworzyły szczególnie silnej armii, i armie połączonych narodów wyszły niemalże bez strat. W Harkenonie, przed wielkim pałacem Lorda leżał przedsionek – otoczony kolumnami zakończonymi lampami oliwnymi. Łowcy ustawili się w drobnym oddziale, czekając na Harke’a, zaś wojsko ustawiło się na tyłach oczekując finału.

-S-s-sir – zajęczał sługa Harke’a – Przyszli tutaj…
-…Kolejni łowcy chcący mnie zabić? – spytał Harke
-Tak. Wysłał ich tu…
-…Rząd moich niegdyś sprzymierzeńców i wrogów?
-Tak. Sfinansował to głównie władca…
-Alaryk.
-Tak. Na twym miejscu, sir, bym uciekał.
-Na moim miejscu. Ty jednakże nie masz trzech tysięcy lat, i nie jesteś mną.

Ku łowcom wyszedł na przedsionek Harke. Łowcy ułożyli się w formacji defensywnej, oczekując jakiegokolwiek ruchu ze strony Harke’a.
-Przyjmuję waszą kapitulację – powiedział Harke, uśmiechając się do nich.
-Zobaczymy, kto skapituluje – odpowiedział Kennet – Dwunastu przeciwko jednemu, słabemu Harke’owi. Niezbyt uczciwie, nieprawdaż?
-Doprawdy, przyznaję, stchórzyłem – odpowiedział Harke rozwiązując pas u spodni. – Powinienem mieć zakryte oczy – Dodał, i zawiązał pas na linii oczu.
-Jesteś tylko siwym psem, Harke – powiedziała Briar – I zatłuczemy cię jak takiego siwego psa.
-Gadamy, czy walczymy. Jakby co, możemy spokojnie sobie dopić poranną kawę – odpowiedział Harke, i za pomocą magii wyczarował kubek kawy.
-Nie dajcie mu się sprowokować – uspokajał Christian – Spokojnie…
-Powiedzcie, kiedy zaczynamy, chcę zdążyć na dzisiejszą kolację.
Fritz ze wściekłością wybiegł z toporem na Harke’a.
-Stój, kretynie – krzyknął Christian.
Szybkim cięciem Harke ściął Fritzowi głowę.
-Kogo zabiłem? – powiedział z uśmiechem odsłaniając pas z oczu.
-Dość! – kolejny raz krzyknął Christian i zaatakował Harke’a. Za nim podążyła reszta.
Mieczem Harke blokował każdy atak, spokojnie robiąc to, jakgdyby był to trening na kukiełce, której ataki już się dawno opanowało. Podczas jednego z bloków Harke uderzył łokciem w Abdula al Jazzirę. Najemnik uderzył głową w ścianę, a Harke kolejnym uderzeniem łokcia zmiażdżył mu głowę. Schylił się, i mieczem podciął nogi George’owi. Kalece już leżącemu na ziemi Harke wbił miecz w serce, a sierpem znajdującym się w drugiej ręce ściął Febirgowi głowę. Silne rzucone przez Harke’a zaklęcie ogłuszyło większość z łowców – z objęć zaklęcia wyrwali się Yen i Eden. Chcieli znaleźć chwałę w samotnym zabiciu Lorda. Znaleźli śmierć. Gdy zaklęci przestało działać, Lord ponownie użył sierpu. Mniej więcej na wysokośi pasa ściął Mikaela i Hemra. Hemr, niższy od Mikaela zginął od razu. Mikael krzyczął ruszał się na podłodze niczym kaleki pająk, w bólu wyczekując na śmierć. Harke pozwolił mu długo umierać. Briar rzuciła w Harke’a proszek na osłabnięcie. Na Loneeiona to nie działało, i uderzeniem ręki powalił Briar na podłogę. Christian i Kennet byli nadal pod wpływem zaklęcia. Harke patrzył na Kentaine’a spokojnie, i cicho wymówił kilka słów. Kentaine padł na podłogę. Umarł na zawał serca. Kennet, dalej pod wpływem zaklęcia zginął dźgnięty piką należącą niegdyś do Yen. Christian, nie będący już pod wpływem zaklęcia cofnął się.
-Ciesz się – powiedział Harke – Że zawsze w tradycji mam oszczędzenie jednego z łowców. Jak widać, wybór padł na ciebie. Idź stąd.
Christian jednak wybiegł przeciw Harke’owi z mieczem, a Harke wymówił zaklęcie teleportu, i przeniósł go w niewiadomym kierunku. Lord popatrzył spokojnie na żołnierzy na tyłach. Widział gasnącą w ich oczach nadzieję. By ją kolejny raz osłabić, dodał słowa:
-No, to co w planach po rozgrzewce?
Na poparcie słów jego było to, że nie miał na sobie śladach po zmęczeniu. Ani po walce. Za wyjątkiem masy krwi na jego ubraniach. Nie jego krwi.
-Nic? Cóż… To żegnam. – Harke oddalił się. Jarmin podbiegł w stronę posiadłości Harke’a, ale Sihill go zatrzymał.
-Co ty robisz?
-Idę go zabić.
-Idioto, nie widziałeś tej rzezi przed chwilą?
-Widziałem – powiedział Jarmin idąc w jej stronę – Ale… Nie wiem, jak to powiedzieć. Czuję, że to bardziej coś w stylu przeznaczenia. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Muszę tam pójść. I tyle.
-Nie wiem, o co chodzi, ale pójdę za tobą. Nie lepiej pójść nocą? Teraz pora niezbyt odpowiednia.
-Hmm… Zgoda.

Jarmin i Sihill wdrapali się przez okno do jego posiadłości. Oboje rozejrzeli się po pokoju. Na środku leżał dywan, obok komin i cztery regały, w połowie zapełnione książkami. Nad kominkiem wisiała głowa Bazyliszka, a naprzeciwko głowy obraz jakiejś kobiety.
-Sihill.
-Tak?
-Czytałem… Czytałem, że Anioły potrafią powiększyć swoją moc i zyskać chwilowo skrzydła w miejscach z silnie wyczuwalną energią. Czujesz jakąś?
-Czuję. Nawet bardzo.
-I jeszcze jedno pytania: Nie widziałem cię nigdy w twojej anielskiej postaci. Jaki jest twój gatunek?
-Cherubin. Ćśśś, coś słyszę.
-I ja was słyszę – zakrzyknął głos zza drzwi. Wrota otworzyły się, w drzwiach pojawił się Harke.
-Zgaduję, że wy też chcecie dołączyć do tej jedenastki, co gryzie ziemię? Doskonale, ale w holu. Tutaj za dużo ksiąg, by ubabrać krwią.
Jarmin poczuł dziwne kłucie w żołądku, a Sihill podejrzliwie poszedł za nim. W holu Harke powiedział:
-Doskonale. Poczekam sobie. Przygotujcie się.
Sihill skupił się, i osiągnął dwukrotnie większy wzrost i skrzydła. Cherubin stanął naprzeciw Lorda.
-Brawo. Anioł. Jak na mój gust: Cherubin. Uroczo, dawno nie walczyłem a Aniołami. Przyda się przypomnienie.
Sihill skierował swe ostrze na Loneeiona. Harke odskoczył na plecy Anioła, i złapał go za włosy, a następnie wyciągnął sztylet. Sihill wierzgał, próbując go strącić, a Harke wbił sztylet w jego szyję. Nie trafił. Próbował dalej, a Sihill dalej wierzgał.
-Ża-den-A-nioł-mnie-nie-po-kona – powiedział sapiąc Harke, i zaczął wbijać sztylet. Krew bryznęła po skrzydłach, i Anioł padł, a Lord zsiadł z niego.
-Widzisz… - powiedział Harke – I ty masz szczęście. Zasada oszczędzania jednego dalej trwa u mnie. I jeszcze coś: nie chcę walczyć.
Szybko Harke przeteleportował się za Jarmina, i ścisnął mu dłoń.
-Następnym razem – wyszeptał mu Harke – Kiedy usłyszysz, że ktoś rusza przeciwko mnie, powtórz mu moje słowa: A weźcie wy się wszyscy odpierd..cie. Żegnam.
Lord pogruchotał mu dłoń, i wyteleportował do obozu.


Jeśli doczytałeś/aś do końca cały rozdział, to gratulacje! Wygrałeś/aś ciastko. Po nagrodęzgłoś się do dowolnej cukierni. Tylko nie zapomnij zabrać pieniędzy.
_________________
„-Ja was uczę nadczłowieka. Człowiek jest czemś, co pokonane być powinne. Cóżeście uczynili, aby go pokonać? Wszystkie istoty stworzyły coś ponad siebie; chcecie być odpływem tej wielkiej fali i raczej do zwierzęcia wrócić, niźli człowieka pokonać? […] Patrzcie, ja wam wskazuję nadczłowieka! […] Gdzież jest ten piorun, który by was liznął swym językiem? Gdzież jest ten obłęd, który by wam zaszczepić należało? Patrzcie, ja was uczę nadczłowieka. On jest tym piorunem, on jest tym obłędem!”

Fryderyk Nietzsche
 
 
 
DiDus 
Wędrowiec


Gra w: Stronhold Crusader i normalna twierdza.
Wiek: 26
Posty: 19
Medale: Brak

Wysłany: 17 Kwiecień 10, 17:45   

Yviss, m'evelienn vente caelm en tell
Elaine Ettariel,
Aep cor me lode deith ess'viell
Yn blath que me darienn
Aen minne vain tegen a me
Yn toin av muireann que dis eveigh e aep llea...

L'eassan Lamm faeinne renn, ess'ell,
Elaine Ettariel,
Aep cor aen tedd teviel e gwen
Yn blath que me darienn
Ess yn e evellien a me
Que shaent te caelm a'vean minne me striscea...



W tym oto tekście są słowa po francusku .. :) ) Ale opowiadanie jest super >>>
_________________
KUBA T...(DiDus) ::)
 
 
 
Kokoju 
Piechur


Gra w: różne takie...
Wiek: 28
Posty: 505
Skąd: I tak nie trafisz...
Medale: Brak

Wysłany: 17 Kwiecień 10, 18:35   

Opowiadanie już zawiesiłem ze względu na niską ilość komentarzy.
Co do tekstu - jest to piosenka Jaskra z Sagi o Wiedźminie, i jest ona w Starszej Mowie. Przy tworzeniu tego języka A. Sapkowski korzystał z kilku języków, zapewne francuski też tam się znalazł.
_________________
„-Ja was uczę nadczłowieka. Człowiek jest czemś, co pokonane być powinne. Cóżeście uczynili, aby go pokonać? Wszystkie istoty stworzyły coś ponad siebie; chcecie być odpływem tej wielkiej fali i raczej do zwierzęcia wrócić, niźli człowieka pokonać? […] Patrzcie, ja wam wskazuję nadczłowieka! […] Gdzież jest ten piorun, który by was liznął swym językiem? Gdzież jest ten obłęd, który by wam zaszczepić należało? Patrzcie, ja was uczę nadczłowieka. On jest tym piorunem, on jest tym obłędem!”

Fryderyk Nietzsche
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group | Template DarkMW created by razz