|
StrongholdNet - forum graczy Stronghold Największe polskie forum o grach z serii Stronghold. |
|
Drużyna StrongholdNet - Fabuła
Siwy - 12 Kwiecień 13, 21:08 Temat postu: Fabuła Poniżej zamieszczam fabułę. Post będzie na bieżąco aktualizowany.
Aktualna fabuła w poście na końcu tematu i w linkach poniżej:
__________________________________________________
Bardzo stary szkic fabuły, nieaktualny, ale zostawiam dla porządku:
Wstęp:
Kraj Sarmatów... piękna kraina, tak piękna, że każdy obcy, który w niej zagości opuszcza ją ze smutkiem. Naród wykształcony, zgodny, żyje w dobrobycie. Prastare bory i puszcze, góry sięgające gwiazd, złote pola pszenicy, których końca nie widać, piękne błękitne morza i tafle jezior owiane wieloma tajemnicami, nieprzebyte stepy i dzikie pola, na których chowają się dzielne rumaki naszej wspaniałej kawalerii. Piękne miasta przyozdobione cudami architektury, majestatyczne zamki na szczytach gór, które zwą orlimi gniazdami i potężne twierdze na równinach oraz drewniane forty pośród bezkresu leśnych otchłani. Wszystko przepełnione przepychem, bogactwem... czy zawsze jednak tak będzie? Czy wszyscy byli równi wobec tych praw? Czy ktoś inny zechce posmakować uroków Sarmacji?
Właściwa fabuła
Oglądałeś piękny zachód słońca okalający Twój ukochany kraj. Promienie słoneczne odbijały się od bezkresu spokojnych fal morza. Wtem przybiegł do Ciebie posłaniec z nowymi wieściami. Wszystko wskazuje na to, że Bedyni ostatecznie zdecydowali się wystąpić przeciw władzy królewskiej. Wściekły wróciłeś do swej komnaty i rozkazałeś zwołać naradę w sali spotkań jutro wczesnym rankiem.
Krzyczałeś i obarczałeś winą najdostojniejszych senatorów, którzy nie zgodzili się na Twoje propozycje nadania Bedynom wolności osobistej. Dodatkowo w życie weszła ustawa mówiąca o podwyższeniu pańszczyzny przez nich odpracowywanej, która była głównym ogniwem zapalnym buntu. Wtem na salę wbiegł kolejny posłaniec, był zdyszany i wyglądał jak martwy. Nie mógł wydusić z siebie słowa. Po tym jak powiedziałeś mu, żeby się uspokoił i odpoczął, dał radę wydusić z siebie kilka zdań: „Bedyni! Bedyni! Są ich setki... tysiące! Idą tutaj i są już na granicy [kraina] z [kraina 2]!” Po tej wiadomości wiedziałeś, że armia przybędzie w ciągu najbliższych dni i trzeba działać natychmiast, a warownia zostanie wystawiona na próbę.
Zarządziłeś koniec narady i jak najszybsze przygotowania do obrony. Rozesłano posłańców do oddziałów stacjonujących w pobliżu; do pobliskich wsi po zapasy żywności, głównie bydła, a także, by mieszkańcy wrócili schronić się do miasta; wreszcie: do króla, by poinformować go, co zaszło.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Odprawa do misji 1
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzięki skutecznej obronie Gapłonia rozbiłeś znaczną część bedyńskich wojsk. Jednak ich główna armia przegrupowała się i zmierza coraz dalej w głąb kraju w kierunku Praboru. Król nakazał ci czym prędzej ruszyć do miasta, aby objąć tam dowodzenie. Sam zresztą zrobiłbyś to samo. Zebrałeś zatem grupę najdzielniejszych wojaków, zostawiając na miejscu mały oddział.
Zmierzając na północ udało ci się uformować nielichy poczet jazdy składający się z miejscowej szlachty. Po czterech dniach żwawej jazdy postanowiłeś dać żołnierzom trochę wytchnienia i zatrzymałeś się w małej wsi Zadrzewie, niespełna dwa dni drogi od celu. Gospodarz, [imię_i_nazwisko], przyjął cię po królewsku w swoim sporym dworze, a i zbrojnym nie pozwolił spać pod gołym niebem, nie mówiąc już o szlacheckim szwadronie. Wyprawiono sutą i huczną, jak na wojenne warunki, ucztę.
- Wypijmy, panowie bracia, zdrowie dostojnego pana hetmana, Ryszarda Halickiego! - zakrzyknął gospodarz.
- Vivat hetman! Vivat Najjaśniejsza Rzeczpospolita! - odpowiedzieli zebrani na uczcie goście.
Po tylu dniach niepokoju i walk pierwszy raz poczułeś spokój w tym pięknym, gościnnym dworku szlacheckim. Mimo wszystko nie pozwoliłeś żołnierzom pić zbyt wiele wina i nieco po północy nakazałeś zakończyć ucztę.
- Panowie! Patria in periculo! Nie możem teraz się bawić, gdy wróg się zbliża.
Żołnierze karnie wrócili zatem do swych kwater. Ty zaś zamieniłeś jeszcze parę słów z gospodarzem.
- Cóż to za zamek, niedaleko którego leży posiadłość waćpana?
- Ah, stara warownia, jeszcze za czasów [imie_wladcy] wybudowana. Nazywana była ongiś twierdzą Grotów. Została zniszczona i spalona przez [plemie/narod] podczas wojny 300 lat temu z okładem.
- Potężne mury jak widzę. Musiała to być bardzo silna twierdza.
- W rzeczy samej. Powiadają, że nawet mała grupa żołnierzy mogła strzec jej przed o wiele liczniejszym wrogiem w czasach jej świetności. Jednak podczas wojny, znanej zapewne waćpanu, nieprzyjaciel był aż zanadto liczny, a nasz kraj jeszcze nie tak duży i ludny jak dziś. Cóż, wróg ją zniszczył, a potem nie było potrzeby jej odbudowywać, bardzo daleko od dzisiejszej granicy leży. Poza tym nikt nie sądził, że doczekamy wojny domowej...
- No tak, strasznych czasów dożyliśmy. Dziękuję serdecznie za gościnę i sowity poczęstunek, jak kiedyś będę mógł, odwdzięczę się. Jednak czas bym także nieco się zdrzemnął. Ciężkie dni przede mną. Dobrej nocy życzę zatem waćpanu.
- Dormi bene, dormi bene et defende patriam.
Dawno już nie spałeś tak długo. Jednak, mimo, że jeszcze wieczorem byłeś pełen spokoju, podczas snu targał tobą niepokój, a w sercu znów poczułeś lęk, czy uda się zaprowadzić spokój w kraju. Mimo wszystko rano obudziłeś się wypoczęty i niemal zapomniałeś już o nocnym niepokoju jedząc śniadanie w miłym towarzystwie. Nagle do izby wpadł zwiadowca, dowódca wysłanego niedawno w teren oddziału.
- Panie! Bedyni idą w naszym kierunku!
- To psubraty! Siła ich?
- Niedużo, będzie z setka, może więcej odrobinę. Zasięgnęliśmy języka i wygadali, że za nimi idzie większa armia. Mają połączyć się z głównymi siłami niedaleko Praboru.
- Dalekoli stąd są?
- Dwa dni drogi marszem, ale nie śpieszą się za bardzo.
- Dobrze, zatrzymamy ich zatem.
- Panie, zbyt mało nas...
- Damy im radę. Obsadzimy i obwarujemy ruiny zamku Grotów.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Odprawa do misji 2
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- A zatem udało się – pomyślałeś, gdy ostatnia grupka Bedynów uciekała spod Grotowa, a za nią gnało kilku Twoich żołnierzy. - Oby tylko ich dogonili...
Zatem umocnione i częściowo odbudowane ruiny Grotowa okazały się świetną warownią, wystarczającą, by pobić bedyńskie pułki. Tymczasem kazałeś wezwać do siebie [imię i nazwisko gospodarza].
- Panie bracie! W imieniu króla jegomości [imię] przekazuję ci pod opiekę zamek Grotów i rozkazuję, abyś go odbudował i należycie obwarował. Okazał nam się wielce przydatny i zasłużył na to. A kto wie, jakie wojny czekają nas w przyszłości.
- Dziękuję, tak też uczynię.
Jako, że dzień dobiegał końca, postanowiłeś wyruszyć o świcie, a teraz dać wypoczynek strudzonym wojakom. Obawiałeś się czy Twoja zwłoka nie przyczyni się do zdobycia Praboru przez Bedynów, ale nic innego nie mogłeś zrobić. A może los tak chciał?
Rankiem obudziłeś się, kiedy pierwsze promienie słońca zagościły nad Grotowem. Kilka osób już nie spało. Wezwałeś do siebie wartownika.
- Każ grać na pobudkę i powiedz żołnierzom, żeby szykowali się do drogi. Wyruszamy za godzinę.
- Tak jest, panie hetmanie! - zakrzyknął żwawo.
Po chwili usłyszałeś jak trębacz zadął w róg, a w obozie wojacy zaczęli się krzątać, kulbaczyć konie i posilać się, gawędząc między sobą.
Kompania wyruszyła punktualnie. Musiałeś się śpieszyć, dlatego, poza nocnymi postojami na krótki sen, zarządziłeś tylko jeden popas w ciągu dnia, by zjeść coś na kształt obiadu. Jako, że zbliżaliście się ku centrum kraju, zawsze po drodze znalazł się gościnny dworek szlachecki, gdzie mogliście wygodnie wypocząć po całogodzinnej jeździe.
Wreszcie, po czterech dniach dotarłeś do przepięknego zamku Prabór, który mieści się obok równie ładnego, jak to w Rzeczypospolitej, miasta o tej samej nazwie. Jest ono specyficznie ulokowane, co sprawia, że ciężej je zdobyć. A to dlatego, że zostało założone w zakolu rzeki, ale w taki sposób, że znajduje się ono niemal w całości na jej lewym brzegu. Natomiast po drugiej stronie rzeki [nazwa rzeki] wznosi się potężna twierdza, która może wytrzymać wiele szturmów. Jedyna przeprawa przez rzekę w okolicy jest właśnie w praborskim zamku. Nie sposób zatem wtargnąć do miasta od południa bez zdobycia zamku.
Gdy ujrzałeś na horyzoncie Prabór, w Twoje serce wstąpiła otucha. Bowiem na szczycie stołpu dumnie łopotała sarmacka chorągiew z białym orłem w czerwonym polu. Konie przyśpieszyły kroku. Kiedy Twój oddział zbliżył się do zamku, nakazałeś trębaczowi zadąć w róg, by oznajmić swe przybycie. Gdy zbliżyłeś się do wrót, strażnicy należycie oddali Ci honory i wpuścili do twierdzy. Natychmiast zjawiło się kilku pacholików, którzy zaprowadzili Twoich żołnierzy do stajni, by zostawili tam rumaki.
Natomiast Ty udałeś się do kwatery dowódcy garnizonu zamku.
- Czołem, panie hetmanie! - ów przywitał się należycie.
- Salve, panie bracie! - odparłeś. - Bedyni jeszcze nie uderzyli? Obawiałem się, że się spóźnię.
- Pojawili się w okolicy przed paroma dniami, jednak, ku naszemu zdziwieniu, nie uderzyli. Wydawało nam się, jakby na coś czekali. W końcu, wczoraj, posłałem mały oddział zagończyków, by doniósł mi o stanie wrogiej armii i, w miarę możliwości, zaciągnął języka. Okazało się, że oczekiwano na spory oddział, który miał nadciągnąć z południa. Jednak, jak Bedyni dowiedzieli się dopiero wczoraj, owa armia została doszczętnie rozbita cztery dni temu pod ruinami jakiegoś zamku między Gapłoniem a Praborem. Mieli podobno stanowić czwartą część bedyńskich sił, dlatego cierpliwie na nich czekano. Podobno dowódca wpadł w szał, że dali się pobić niewielkiemu oddziałowi i rozkazał jutro uderzyć. Chodzą słuchy, że tamta armia bedyńska została zatrzymana przez grupę żołnierzy, którzy podążali tu z Gapłonia.
- Jam ci – rzekłeś, kontent z siebie.
- Ah! Wiedziałem, że to musiał być pan hetman. Prabór jest panu winien wdzięczność in aeternum.
- Miło słyszeć takie słowa od znakomitego dowódcy. Czy zatem Prabór jest należycie przygotowany do obrony?
- Niestety, ale nasza sytuacja nie wygląda najlepiej. Chodzą słuchy jakoby [nasi północni sąsiedzi] mieli zaatakować Rzeczpospolitą, wykorzystując napiętą sytuację w kraju. Dlatego król był zmuszony odwołać posiłki, których spodziewaliśmy się w Praborze. Dodatkowo kilka dni temu w mieście wybuchł pożar i spłonęły warsztaty wielu rzemieślników, a także jedna ze zbrojowni. Zostaliśmy prawie bez broni, bo w drugiej, tej, która ocalała, było niewiele oręża. Na szczęście okoliczna szlachta dość licznie przybyła na moje wezwanie i utworzyła piękny szwadron jazdy, a, jak to u nas bywa, każdy zabrał swoją broń i konia. Przybyło także wielu mieszczan, jednak tylko nieliczni dostali broń. Tym bardziej raduje nas obecność pana hetmana.
- Prabór utrzymamy – powiedziałeś zdecydowanie. - Niepokoją mnie natomiast pogłoski o inwazji [naszych północnych sąsiadów]. Dobrze, że król skierował na północ pułki, które miały się tu stawić. Tam bardziej się przydadzą. Każ rotmistrzowi pocztu szlacheckiego przyjść do mnie wieczorem i ty także się staw. Musimy omówić plan działania.
- Tak jest! Ku chwale Ojczyzny!
dodano 4 sierpnia 2013r., zmieniono 8 sierpnia tegoż roku
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Odprawa do misji 3
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kiedy ostatni szturm Bedynów został odparty, wydałeś tylko rozkaz odegrania przez trębaczy zwycięskiej melodii, by bez zbędnych wystąpień przekazać mieszkańcom miasta wieść o zwycięstwie, po czym, udałeś się na spoczynek. Od kilku nocy nie zmrużyłeś nawet oka.
Obudziłeś się rankiem następnego dnia. Ledwo usiadłeś do skromnego śniadania, służący zameldował, że przybył królewski posłaniec.
- Prosić go.
- Czołem, panie hetmanie! - zasalutował tamten, prężąc się.
- Czołem, spocznij. Co tam masz?
- List od króla jegomości nadany trzy dni temu.
- Dziękuję. Przynieście nakrycie dla gościa – zawołałeś do służby. - Częstuj się – dodałeś, biorąc list z rąk posłańca.
- Gratias ago, domine – odparł tamten dwornie.
Złamałeś pieczęć królewską.
„Czołem, hetmanie wielki!
Mam nadzieję, że w chwili, gdy czytasz ten list, Prabór jest już bezpieczny, a Bedyni tutaj pobici.
Niestety, nasz drugi nieprzyjaciel naciera zawzięcie, a do tego sprzymierzył się z Bedynami, obiecując im złote góry. Kilka jego armii, nie zważając na to, że zostawiają za plecami część zamków w naszych rękach, przedziera się w głąb kraju. Są już niedaleko stolicy. Poczyniłem odpowiednie przygotowania, aby Orłów mógł się bronić długo. Jednak jego utrzymanie nie jest pewne, a losy kraju wiszą na włosku. Muszę udać się wraz z Radą i ważniejszymi senatorami na południowy-zachód, by móc stamtąd dalej rządzić państwem i przygotowywać kontrnatarcie lub ostatnie reduty obronne. Ciebie zaś proszę, abyś udał się do stolicy i przejął dowodzenie nad jej obroną.
Wierzę, że będziemy mogli się spotkać niebawem i ramię w ramię ruszyć do szarzy na nieprzyjaciela. Niech Ci Bóg sprzyja!
Xyz, król Sarmacji”
Zamyślony kończyłeś śniadanie w milczeniu. Potem przypomniałeś sobie, że królewski posłaniec wciąż tu jest. Napisałeś zatem krótką odpowiedź, że Prabór odparł atak i najpóźniej w tydzień stawisz się w stolicy - dając sobie kilka dni zapasu - po czym wręczyłeś go posłańcowi i nakazałeś ruszyć do króla.
- Jutro o świcie wyruszamy do stolicy. Nie możemy jednak zostawić zamku bez obrony - oznajmiłeś rotmistrzowi. - Nakaż wszystkim, którzy z nami tutaj przybyli i są w pełni sił gotować się do wymarszu. Dobierz także garstkę ludzi z garnizonu zamku.
- Tak jest, panie hetmanie!
Rogi zagrały wraz z pierwszymi promieniami słońca i niewielki oddział wyruszył na północ. Po drodze mijaliście spore grupy uchodźców ze stolicy i okolic, głównie kobiety i dzieci. Wszyscy zmierzali na południowy-zachód, by tam, na ostatnim skrawku terytorium Sarmacji, w Basynii, zachodniej Galencji i Górach Sowich, schronić się przed wojną.
Po czterech dniach marszu wojacy obdarzeni sokolim wzrokiem mogli dostrzec na horyzoncie zarysy stołecznych murów. Wjechaliście właśnie na małą, zaciszną polanę, a dzień zaczynał ustępować nocy, więc zarządziłeś, że zatrzymacie się tutaj na ostatni nocleg przed dotarciem do gościnnych murów Orłowa.
Następnego dnia o podobnej porze przejeżdżałeś już przez bramę stolicy. Nic się nie zmieniło – pomyślałeś, spoglądając na znajome mury i budynki. Może poza tym, że większość kobiet i dzieci ewakuowano na południowy-zachód, a w mieście dało się wyczuć napięcie zamiast spokoju i sielanki, obecnych zawsze do tej pory.
- Zygmunt Dębski, herbu Doliwa, pułkownik kawalerii – wyprężył się przed tobą mężczyzna w średnim wieku.
- Witaj! Zatem ty tutaj dowodzisz – stwierdziłeś raczej, niż zapytałeś.
- Tak, panie – potwierdził tamten. - Zapraszam do mojej kwatery, gdzie zapoznam pana z obecną sytuacją przed zdaniem dowództwa nad obroną miasta.
- Świetnie! Chodźmy.
Weszliście do sporego, dobrze urządzonego pomieszczenia na drugim piętrze stołpu, gdzie mieści się kwatera dowódcy garnizonu stolicy. Na stole leżała rozłożona mapa okolicy i plan miasta.
- Wróg jest jakiś dzień marszu stąd. Przypuszczam, że oblężenie rozpocznie się o świcie za dwa dni - podjął pułkownik Dębski.
- Dobrze. Myślę, że przede wszystkim powinniśmy...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Odprawa do misji 4
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- A zatem po raz kolejny mi się udało... - pomyślałeś, gdy Twoi żołnierze odparli kolejny atak, jak się wydawało, ostatni. - Czy może iść mi aż tak dobrze? Czego się tknę, zamieniam to na zwycięstwo.
Z zamyślenia wyrwało cię pukanie do drzwi. Po chwili pojawił się w nich pułkownik Dębski.
- Kazałeś się stawić, panie.
- Tak, siadaj proszę – wskazałeś na jeden z foteli przy stole. - Czy przewidujesz kolejne ataki?
- Zwiadowcy, których wysłałem na zachód i wschód już wrócili. Nie widzieli śladów wrogiej armii, co najwyżej kilka małych grupek dezerterów lub uciekinierów – zameldował pułkownik.
- A co z tymi wysłanymi na północ?
- Kazałem im jechać dość daleko, tak jak pan hetman prosił. Spodziewam się, że wrócą dziś wieczorem.
- Dobrze. Przyjdź zatem ponownie, jak tylko zdadzą ci raport.
Postanowiłeś zatem przespacerować się spokojnie po mieście. Widziałeś zadowolonych mężczyzn, rwących się do naprawy zabudowań i nieliczne młode kobiety, gotujące dlań strawę. Dziwiłeś się, że mimo trudów oblężenia, owe były wesołe i uśmiechnięte, a wyglądały tak ładnie, jak w czasie pokoju. Może to przez kontrastujące z nimi, zniszczone miasto – pomyślałeś.
Nogi poniosły cię aż do stajni. Postanowiłeś więc wybrać się na małą przejażdżkę po okolicy, by choć na trochę się zrelaksować po ostatnich dniach pełnych walki, stresu i ubogich w sen. Wybrałeś się na południe, gdzie okolica nie była aż tak zniszczona walkami, a dalej od miasta niemal wcale.
Gdy wieczorem skończyłeś jeść kolację, rozległo się pukanie do drzwi. Wreszcie na czas – przeszło ci przez głowę. Po wezwaniu w drzwiach pojawił się Dębski.
- Rozumiem, że zwiad wrócił? - zacząłeś.
- Tak jest! - odparł tamten niemrawo.
- Jak zatem wygląda sytuacja?
- Nie najlepiej – pułkownik jeszcze bardziej posmutniał. = Zdaje się, że maszeruje ku nam armia większa niż ostatnio odparta.
- Co?! - krzyknąłeś, zrywając się na nogi. - Czy oni posłali na wojnę wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni?! Jak daleko stąd są?
- Zdaje się, że staną u naszych bram pojutrze.
- Zatem odeprzemy ich, albo zginiemy, pułkowniku – odparłeś już spokojniej, zdając sobie sprawę, że twój wybuch sprzed chwili był nie na miejscu.
- Tak, panie. Co mam teraz uczynić?
- Idź się przespać. Zbyt wiele zrobić nie możemy. Mury są już w większości zreperowane, a dodatkowych żołnierzy nie damy rady ściągnąć w tak krótkim czasie.
- Dziękuję, panie! Łatwo skóry nie sprzedamy!
- Wiadoma to rzecz!
Przeszedłeś się więc po mieście, doglądając ostatnich napraw murów i nakazałeś zdwoić czujność na murach, po czym udałeś się do swojej kwatery, by się przespać, prawdopodobnie ostatni raz przed kolejną bitwą.
Następny dzień spędziłeś na planowaniu obrony, naradach z Dębskim i kilkoma innymi oficerami. Zorganizowałeś także trochę rumaków, zdolnych do walki i zebrałeś pozostałych w mieście jeźdźców, aby utworzyć mały oddział kawalerii. Pozostawiłeś go na razie w odwodzie.
Tej nocy zdrzemnąłeś się może na kilka chwil. Gdy wreszcie słońce wyjrzało leniwie zza choryzontu, wyszedłeś żwawo z kwatery gotów na walkę do ostatniej kropli krwi. Po drodze spotkałeś wysłanego do ciebie posłańca.
- Panie hetmanie! Melduję posłusznie, że hostis w ogromnej liczbie rozstawia się obozem pod naszymi murami. Przyszedł jakiś goniec odeń, żądając poddania miasta.
- Dobrze. Prowadź tam.
Gdy dotarliście do zachodniej bramy, faktycznie czekał już tam ów. Bez pośpiechu wspiąłeś się na szczyt bramy i przez chwilę mierzyłeś go wzrokiem.
- Audio itaque – rzekłeś krótko.
- Przepraszam, panie, ale słabo znam Starożytną Mowę. Wolę już mówić w waszym narzeczu – odpowiedział tamten zmieszany.
- Słucham zatem.
- Pan mój i władca północnych krain, zważywszy na swoja ogromna przewagę liczebną proponuje wam poddanie miasta w zamian za możliwość odejścia stąd cało.
- Tak po prostu mamy poddać capitem... to znaczy stolicę naszego państwa? Niestety, ale wielu waszych żołnierzy okupi życiem próbę wtargnięcia w te piękne mury. Możecie wszakże odstąpić, oszczędzając życie. Przekaż to swojemu suwerenowi.
Po około dwóch godzinach zaskrzypiały katapulty i trebusze, a pierwsze pociski odbiły się od murów lub spadły opodal. Jednak zdawałeś sobie sprawę, że nie macie szans na obronę miasta. Wiedziałeś także, że nie możesz poświęcać życia tych ludzi, bo twierdza wcześniej czy później padnie. Zatem, gdy upadł pierwszy mur, nakazałeś wszystkim wycofać się za rzekę, do stołpu. Po drodze złapałeś jednego z dowódców.
- Brońcie się tak długo, jak tylko dacie radę. Potem poddajcie miasto na jak najlepszych warunkach.
- Ależ, panie! - ów zaprotestował.
- To rozkaz! - krzyknąłeś i natychmiast odjechałeś.
Chorągiew kawalerii stała w spokoju i nie ruszyła się nawet o krok. Żołnierze, zobaczywszy, że przybywasz, poprawili się w siodłach, czekając na rozkaz.
- Panowie bracia! - zacząłeś. - Znaleźliśmy się w beznadziejnej sytuacji. Za kilka chwil wróg wtargnie do miasta, a ostatnim miejscem tymczasowej obrony pozostanie stołp. Nie mogę w takiej sytuacji skazywać was na pewną śmierć, lecz sam nie zamierzam składać broni. Jeśli ktoś chce, może udać się tamże i walczyć ile się da, a potem złożyć broń na godnych warunkach. Nie będzie to poczytane jako tchórzostwo.
Jeźdźcy stali nie poruszeni i wciąż dumnie patrzyli przed siebie. W końcu jeden z nich uznał, że należy coś odpowiedzieć.
- Panie! Przysięgaliśmy bronić Rzeczypospolitej nie zważając na własne zdrowie ni życie. Nie złamiemy tej przysięgi.
No tak, kawalerzyści, a do tego herbowi – pomyślałeś, czując dumę i zaszczyt, że możesz dowodzić takimi ludźmi; że zginiesz w tak zacnym gronie. W tym momencie padł drugi mur i usypany wał nieco się zapadł, tworząc przestrzeń dla wdzierającego się do miasta nieprzyjaciela. Odczekałeś chwilę, po czym wyciągnąłeś w górę szablę.
- Zatem do broni! - usłyszałeś szczęk dobywanych szabel w odpowiedzi. - Do boju! Na nich! Bij, zabij! - krzyknąłeś, a pozostali ci zawtórowali.
Runęliście przez wyrwę w murze na wroga i zmietliście pierwsze szeregi jak sztorm. Jednak po chwili tamci zorientowali się, co się dzieje i zaczęli stawiać opór. Ciąłeś jednego na odlew, by od razu zadać cios w przeciwną stronę kolejnemu. Kątem oka dostrzegłeś zamierzającego się z ciosem po twojej lewej stronie piechura, ale zaraz ów padł na ziemię, a w jego miejsce pojawiła się zadowolona postać Dębskiego. Czas jakby stanął w miejscu. Nie oglądając się za siebie, jechałeś przez morze wrogów, tnąc szablą tych śmiałków, którzy mieli odwagę wymierzyć w ciebie broń. Gdy już myślałeś, że uda wam się wydostać, wyjechawszy na kawałek pustej przestrzeni, dostrzegłeś szykującą się do szarży konnicę nieprzyjaciela. Było ich co najmniej dziesięć razy więcej. Podniosłeś rękę i nakazałeś swoim zwolnić i ustawić się w szyku. Ze zdziwieniem dostrzegłeś, że brakuje tylko paru osób. Tamci już rzucili się do ataku. Gdy dystans zmniejszył się do połowy, ponownie rozkazałeś Sarmatom ruszyć do ataku. „Hurra! Bij, zabij!” - rozległ się donośny krzyk kawalerzystów. Starliście się ze szczękiem. Walczyłeś zawzięcie jak nigdy dotąd. Ściąłeś jednego, drugiego, jeszcze jednego przeciwnika. Ale było ich zbyt wielu. Kolejny sparował twój cios, a jego kompan ciął cię w ramię i, jak tylko powaliłeś tego pierwszego, zdążył jeszcze zadać drugi cios w głowę. Na chwilę straciłeś przytomność. Widziałeś jeszcze tylko jak jeden z twoich jeźdźców zabił twojego przeciwnika. Koń poniósł cię dalej. Po chwili odzyskałeś świadomość i ze zdziwieniem ujrzałeś pustkę przed sobą. Obok ciebie jechał Dębski w towarzystwie trzech kawalerzystów.
- Co z resztą? - zapytałeś go, ciężko dysząc.
- Niestety, zapłacili najwyższą cenę za fidelitas patriae. Zginęli chwalebną śmiercią. Ale nie mamy teraz czasu na analizę bitwy. Jest pan ciężko ranny. Musimy stąd jechać czym prędzej.
- Jedźmy w Góry Sowie. Mam tam rodzinny dwór. Jest to dość daleko, ale wszędzie wokół szaleje wojna, nie możemy tu pozostać, a przynajmniej na razie. Zresztą, mamy wspaniałe konie – zaproponował jeden z kawalerzystów. Poznałeś w nim tego, który uratował ci przed momentem życie. Nie miałeś siły nic powiedzieć. Skinąłeś tylko głową.
dodano 1 października 2013r., zmieniono 13 października tegoż roku
Następny raz świadomość odzyskałeś leżąc w łóżku w jakimś przytulnym dworku szlacheckim. Poczułeś lekki powiew orzeźwiającego, porannego powietrza; mimo że był to już koniec lata, było ono jeszcze przyjemne. Gdy się rozejrzałeś po pomieszczeniu, dostrzegłeś stojącą przy otwartym oknie urodziwą pannę o delikatnych rysach twarzy i co najmniej zgrabnej figurze. Miała ciemne, długie włosy opadające na ramiona i nosiła jasnozieloną suknię. Twoją uwagę zwróciły ponadto piękne, zielone oczy i śliczne usta.
- Wygląda na to, że jednak odszedłem z tamtego świata i znalazłem się w raju – rzekłeś, nie mogąc wymyślić nic mądrzejszego.
- Po prostu pan ozdrowiał – zaśmiała się. - Tymczasem pójdę może po pana Dębskiego. Prosił, aby go wezwać, gdy tylko się pan obudzi.
Odeszła radosnym krokiem, obdarzając cię uśmiechem. Wstałeś z łóżka i podszedłeś do okna. Za nim rozpościerał się piękny, górzysty krajobraz. Jednak ciężko było ci stać i usiadłeś na łóżku. Po chwili zjawił się Dębski.
- Ah, jakże się cieszę, że pan hetman odzyskał przytomność! Wyglądało to nieciekawie – rzekł ów.
- Dajże spokój z tymi tytułami, nie jesteśmy już na wojnie, a zresztą przebyliśmy razem kawał drogi, jak widzę – odparłeś. - - Powiedz mi lepiej, kim jest ta przepiękna panna.
- Ha, wiedziałem, że to będzie twe pierwsze pytanie – zaśmiał się w głos. - Jest to siostra jednego z kawalerzystów, który z nami przebijał się ze stolicy. Opiekowała się tobą, gdy tutaj leżałeś na pół martwy.
- No tak. Jak ów się zowie?
- Marek Haber [wstępnie], gospodarz w [tamże]. Właściwie to przejmuje on teraz obowiązki ojca, który wciąż jest na wojnie, a i ten pierwszy wrócił tutaj niedawno.
- Dobrze. Będę zatem musiał z nim pomówić niebawem. Powiedz mi jeszcze, ile czasu tutaj jesteśmy?
- W tym dworze czwarty dzień. Minęło ich dziesięć od czasu pamiętnej szarży. Ale to teraz nie ważne. Zaraz zaczyna się uczta. Niech pan się jakoś ubierze – żupan i kontusz są w szafie, pas i szablę wolisz chyba swoje – i chodźmy nań!
Poszliście zatem. Biesiada, jak to zwykle w Sarmacji, nawet podczas wojny, była znakomita. Przednie jedzenie, trunki pierwszego gatunku, wspaniali ludzie i świetna atmosfera. Rozmawiałeś i żartowałeś głównie z Dębskim, choć poznałeś też kilka innych sympatycznych osób, a także zamieniłeś kilka słów z panną Habrówną.
Wiedziałeś, że nie możesz teraz wrócić w swoje strony. Kraj tonął w wojnie, a do swych posiadłości miałeś szmat drogi. Poza tym wciąż czułeś się słabo, choć mogłeś już swobodnie spacerować. Jednak nade wszystko nie chciałeś odjeżdżać stąd, by móc bliżej poznać się z ową urodziwą niewiastą. Posłałeś zatem tylko mały oddział do swego majątku, by dostarczył ci trochę gotowizny, abyś mógł jakoś odwdzięczyć się gospodarzowi za gościnę. Napisałeś także list do króla, informując go, że stolica upadła, streszczając przy tym przebieg jej obrony. Dodałeś też, że Twoim zdaniem należy spróbować dogadać się z Bedynami, idąc nawet na pewne ustępstwa, bo w innym wypadku może dojść nawet do całkowitego upadku państwa sarmackiego.
Tymczasem nastało przepiękne babie lato, z jakich znana jest Sarmacja. Jako że zdążyłeś się już dobrze zaznajomić z panną Habrówną, większość czasu spędzaliście razem. Najczęściej chodziliście na długie spacery po przepięknej okolicy, skąpanej teraz w złocistych i czerwonych liściach. Odwiedzaliście okoliczne lasy, pełne dzikiej zwierzyny, z których wracaliście dzierżąc kosze pełne grzybów, czy też spacerowaliście wokół czystych jak łza jezior. Kilka razy zapuściliście się nawet w wysokie góry. A gdy czułeś się wyjątkowo dobrze jeździliście konno, albo chodziłeś, tym razem z Dębskim, na polowania. Tak minął ci koniec lata i jesień. Szczęśliwszej aniżeli ta nie pamiętałeś. Zima minęła równie beztrosko, mimo chłodu i długich wieczorów, podczas których wreszcie miałeś czas w spokoju poczytać wiele książek, albo mierzyć swe siły w szachy, czy karty z towarzystwem.
Jako, że jesień była już w pełni, a zima zbliżała się wielkimi krokami, działania wojenne stopniowo ustawały. Gdy śniegi zasypały już kraj i wojna ustała na dobre, sytuacja wyglądała nieciekawie. Niemal cały kraj zalany był przez nieprzyjaciół i zbuntowanych Bedynów. W dziedzinie władzy króla ostał się tylko niewielki skrawek na południowym-zachodzie Sarmacji. Granica tych ziem była dość płynna, ale z grubsza biegła ona wzdłuż rzeki [nr 1] na wschodzie, następnie na północy ustaliła się mniej więcej na linii [rzeki nr 2], biegnąc dalej przez wyżynę do Gór Sowich. Na szczęście we władaniu Sarmatów został niewielki skrawek wybrzeża i nieco terenów na południe, odgrodzonych na wschodzie rzeką [nr 3].
W końcu, gdy śniegi zaczęły topnieć, a wojna miała znów rozgorzeć, doszedłeś do wniosku, że niedługo znów będziesz musiał nań wyruszyć. Wiedziałeś jednak, że najpierw musisz załatwić wreszcie swe osobiste sprawy. Pannie Habrównie już się owocnie oświadczyłeś, ale tradycja i dobre wychowanie nakazywały jeszcze poprosić o jej rękę ojca, a gdy ten jest nieobecny – brata. Udaliście się zatem doń pewnego wieczoru.
- Panie bracie! Gościłem w tym pięknym dworze całą jesień i zimę, za co niezmiernie dziękuję. Teraz jednak muszę cię prosić o jeszcze jedną przysługę – najcenniejszą rzecz, jaką waćpan dysponujesz. Mianowicie, o rękę twojej siostry, której uroda przewyższa wszystko, co do tej pory widziałem – przemówiłeś dwornie.
- Cóż mogę powiedzieć. Złączenie się naszej rodziny z rodem hetmańskim będzie dla nas zaszczytem – odparł ku twej radości pan Marek. - Nasza rodzina nie należy do najbogatszych w Rzeczypospolitej, więc w posagu mogę dać tylko nieco ziemi niedaleko stąd w pięknej, górskiej okolicy.
- Powiedziałbym: nie ma potrzeby, jednak wiem też, że nietaktownie byłoby odmówić. Zatem, pozwól, że wybuduję tam dwór, w którym zamieszkamy z Kasieńką. I, jako że jestem zmuszony jeszcze czas jakiś odpoczywać przed wyruszeniem w bój, zajmę się przygotowaniami do ślubu. Jeszcze raz dziękuję jegomości!
_______________________________________________________________________
No, panowie, czytajcie i oceniajcie! Fabuła ulegnie jeszcze poprawkom, m. in. zostanie uzupełniona o brakujące nazwy własne, dodam odprawy i chcę wpleść jeszcze kilka łacińskich zwrotów, jak to na sarmacki tekst przystało .
Kupiec Hrupkuw - 13 Kwiecień 13, 09:01
Tak jak mówiłem, bardzo przyjemnie się to czyta. Na razie zauważyłem jedną rzecz do poprawki w zdaniu "Po chwili usłyszałeś jak trębacz zadął w róg, a w obozie wojacy zaczęli się krzątać, kulbaczyć konie i posilać się, gawędząc między sobą.". Słowo "krzątać" było użyte chwile wcześniej i źle to brzmi.
Jeśli czwarta misja ma być ekonomiczna na uspokojenie to trzeba też dodać wątek jakiś ataków. Myślę, że zgodnie z moją mapą, mogliśmy ruszyć na północny wschód i zatrzymać się na wysokości stolicy w połowie drogi między górami (tymi największymi), a stolicą. Trzeba by tam napisać, że atak wroga okazał się znacznie potężniejszy niż wcześniej sądzono i po miesiącu walk kontroluje już prawie całą linie brzegową. Zatrzymujemy się tam wyłącznie po to, aby uzupełnić zapasy w dość sporej wiosce rolniczej, a jest czas żniw (w końcu jesteśmy na tych słynnych złotych polach pszenicy, którą handel w sporej mierze przyczynił się do bogactwa Sarmacji i w dokładniejszym opisie misji można coś o tym wspomnieć) i poczekać na armię, która przybywała do nas z tego samego kierunku, co my idziemy, czyli z południowego zachodu, dlatego że tam Bedyńskie siły zostały najbardziej powstrzymane, a tutaj wielka armia bardziej się przyda. Natomiast sytuacja na wschodzie nie wygląda już tak dobrze. Na początku Sarmaci jakoś sobie radzili z buntem, ale kiedy to spora część sił została wycofana na zachód i północ Bedynom udało się osiągnąć znaczne sukcesy i przekroczyli już góry "nazwa gór (te największe)", a na północy nawet spory oddział Bedynów przemknął się z Dzikich pól przez lasy na północ i sieje tam spustoszenie prowadząc partyzantkę w gęstym lesie (ta kraina przypominająca Inflanty). Dowiadujemy się też, że Bedyni i najeźdźcy są do siebie przyjaźnie nastawieni co wywołuje u nas szok. Misja może polegać na zebraniu kilku materiałów na czas, przy czym będą nam w tym przeszkadzać małe oddziały Bedynów. Można też już wprowadzić jeden oddział najeźdźców, który narysowałem na mapie. Rozrysowałem też na mapie jak sobie wyobrażam sytuacje w kraju w czasie 4 misji. http://postimg.org/image/my4p1jd5x/
Nidor - 13 Kwiecień 13, 09:36
Ja mam jedno zastrzeżenie. "A to dlatego, że zostało założone w zakolu rzeki, ale w taki sposób, że znajduje się ono niemal w całości na jej lewym brzegu". Lepiej by brzmiało na jej wschodnim brzegu.Ogólnie bardzo mi się podoba ta fabuła.
Maciek - 24 Czerwiec 13, 18:39
"Zarządziłeś koniec narady i jak najszybsze przygotowania do obrony. Rozesłano posłańców do oddziałów stacjonujących w pobliżu; do pobliskich wsi po zapasy żywności, głównie bydła, a także, by mieszkańcy wrócili schronić się do miasta; wreszcie: do króla, by poinformować go, co zaszło." - Nie powinno się najpierw króla powiadomic?
"Wreszcie, po czterech dniach dotarłeś do przepięknego zamku Prabór, który mieści się obok równie ładnego, jak to w Rzeczypospolitej, miasta o tej samej nazwie" - Rzeczypospolitej? Z tego co się orientuję nazwy miały byc tylko podobne do rzeczywistości, słabo zresztą brzmi nazwa Rzeczpospolita Sarmacka
"Na szczęście okoliczna szlachta dość licznie przybyła na moje wezwanie i utworzyła piękny szwadron jazdy, a, jak to u nas bywa, każdy przyniósł swoją broń i konia" - Na plecach każdy przyniósł tego konia? Lepiej brzmiałoby: "( ... ) każdy przyniósł swoją broń i przyprowadził swego konia."
Ogólnie fabuła jest świetna, przyjemnie się czyta i sądzę, że to naprawdę może byc najlepsza kampania do Twierdzy
Siwy - 4 Sierpień 13, 12:12
Napisano 24 czerwca 2013r.
Dzięki za pozytywną jej ocenę. Już śpieszę z wyjaśnieniami .
Cytat: | "Zarządziłeś koniec narady i jak najszybsze przygotowania do obrony. (...)" - Nie powinno się najpierw króla powiadomic? |
Zasadniczo nie. Hetman jest głównym zwierzchnikiem wojska z ramienia króla i ma nad nim pełnię władzy (ale jest oczywiście kontrolowany przez monarchę i, jeśli ten ostatni wyda rozkaz, to hetman musi go spełnić, choć zazwyczaj zostawia on wolną rękę w bojowaniu hetmanowi. W zaistniałej sytuacji też nie było nawet już czasu na to, by bawić się w papierkową robotę. Potrzebne było szybkie działanie.
Cytat: | Rzeczypospolitej? Z tego co się orientuję nazwy miały byc tylko podobne do rzeczywistości, słabo zresztą brzmi nazwa Rzeczpospolita Sarmacka |
Tak, Rzeczpospolita. Zasadniczo nazwy nie miały być dosłowne, więc nie mówimy wprost Polska. Ale nazwa Rzeczpospolita jest w porządku, tym bardziej, że ładna i dumnie brzmi ;d.
Cytat: | Na plecach każdy przyniósł tego konia? Lepiej brzmiałoby: "( ... ) każdy przyniósł swoją broń i przyprowadził swego konia." |
O widzisz, o wytykanie takich też błędów mi chodzi - stylistycznych . Masz rację, zaraz to poprawię.
________________________________________
Dodano 4 sierpnia 2013r.
Ok, wreszcie ukończyłem dalszą część fabuły między misją trzecią a czwartą. Dalsza częśc fabuły poniżej, choć jest też dodana w pierwszym poście. Piszcie co sądzicie.
Kiedy ostatni szturm Bedynów został odparty, wydałeś tylko rozkaz odegrania przez trębaczy zwycięskiej melodii, by bez zbędnych wystąpień przekazać mieszkańcom miasta wieść o zwycięstwie, po czym, udałeś się na spoczynek. Od kilku nocy nie zmrużyłeś nawet oka.
Obudziłeś się rankiem następnego dnia. Ledwo usiadłeś do skromnego śniadania, służący zameldował, że przybył królewski posłaniec.
- Prosić go.
- Czołem, panie hetmanie! - zasalutował tamten, prężąc się.
- Czołem, spocznij. Co tam masz?
- List od króla jegomości nadany trzy dni temu.
- Dziękuję. Przynieście nakrycie dla gościa – zawołałeś do służby. - Częstuj się – dodałeś, biorąc list z rąk posłańca.
- Gratias ago, domine – odparł tamten dwornie.
Złamałeś pieczęć królewską.
„Czołem, hetmanie wielki!
Mam nadzieję, że w chwili, gdy czytasz ten list, Prabór jest już bezpieczny, a Bedyni tutaj pobici.
Niestety, nasz drugi nieprzyjaciel naciera zawzięcie, a do tego sprzymierzył się z Bedynami, obiecując im złote góry. Są już niedaleko stolicy. Poczyniłem odpowiednie przygotowania, aby Orłów mógł się bronić długo. Jednak jej utrzymanie nie jest pewne, a losy kraju wiszą na włosku. Muszę udać się wraz z Radą i ważniejszymi senatorami na południowy-zachód, by móc stamtąd dalej rządzić państwem i przygotowywać kontrnatarcie lub ostatnie reduty obronne. Ciebie zaś proszę, abyś udał się do stolicy i przejął dowodzenie jej obroną.
Wierzę, że będziemy mogli się spotkać niebawem i ramię w ramię ruszyć do szarzy na nieprzyjaciela. Niech Ci Bóg sprzyja!
Xyz, król Sarmacji”
Zamyślony kończyłeś śniadanie w milczeniu. Potem przypomniałeś sobie, że królewski posłaniec wciąż tu jest. Napisałeś zatem krótką odpowiedź, że Prabór odparł atak i najpóźniej w tydzień stawisz się w stolicy - dając sobie kilka dni zapasu - po czym wręczyłeś go posłańcowi i nakazałeś ruszyć do króla.
- Jutro o świcie wyruszamy do stolicy. Nie możemy jednak zostawić zamku bez obrony - oznajmiłeś rotmistrzowi. - Nakaż wszystkim, którzy z nami tutaj przybyli i są w pełni sił gotować się do wymarszu. Dobierz także garstkę ludzi z garnizonu zamku.
- Tak jest, panie hetmanie!
Rogi zagrały wraz z pierwszymi promieniami słońca i niewielki oddział wyruszył na północ. Po trzech dniach, gdy byliście już dzień marszu od celu, a wprawne oko mogło dostrzec zarysy stołecznych murów, kazałeś wstrzymać marsz. Dostrzegłeś łunę pożaru niedaleko ponad drzewami. Wysłałeś zatem mały oddział na zwiad.
- Panie! Jakieś dwa kilometry stąd jest wioska. Napadły na nią oddziały Bedynów i chyba północnego nieprzyjaciela. Palą i grabią. Kilku naszych jeszcze próbuje walczyć, ale zaraz pewnie padną – zameldował zwiadowca.
- Czy wokół wioski są jeszcze jakieś oddziały nieprzyjaciela?
- Tak, kręcą się na zachód od niej w małych grupkach, jakby patrolowali teren.
- Ruszamy zatem obronić wioskę. Potem będziemy musieli zlikwidować tamtych. Nie możemy sobie pozwolić, aby wróg kręcił się na przedpolach stolicy, jakby był u siebie!
Kupiec Hrupkuw - 4 Sierpień 13, 20:00
Bardzo ciekawie opisane, podoba mi się. Zamieniłbym jednak coś. Po pierwsze to trochę dziwne, że w poprzedniej misji dostaliśmy dopiero jakieś niejasne powiadomienia o tym, że wróg zaatakował z północy, a teraz "Niestety, nasz drugi nieprzyjaciel naciera zawzięcie... Są już niedaleko stolicy.". Proponuje jednak w liście odpowiednio ująć, że wróg w tym miejscu zebrał większe siły i na tej linii przeprowadził tak szybki atak. Nie pasuje mi jeszcze stwierdzenie "przedpolach stolicy" - dzień marszu do stolicy to jej przedpola? Jakoś dziwnie to brzmi. Proponuje raczej "w pobliżu stolicy". Tyle ode mnie.
Siwy - 10 Październik 13, 20:43
Napisano: kiedyś tam, nie dawno, w tym roku ;p
Dobrze zatem. Poprawiłem nieco ten list, zobacz czy tak będzie dobrze.
Poza tym postanowiłem nieco zmienić kolejność misyj. Uznałem, że wciskanie na siłę misji ekonomicznej między obroną Praboru a oblężeniem stolicy jest trochę bez sensu, gdy bohater musi czym prędzej gonić do Orłowa. Postanowiłem ową misję ekonomiczną dać po stolicy, jako misję piątą (stolica teraz będzie czwartą misją), kiedy bohater jest ranny po brawurowej szarży i będzie leczył rany przed powrotem na wojnę. Wtedy, jako tymczasowo niezdolny do wojaczki może spokojnie uzbierać jakieś żarcie, broń, czy cokolwiek, bo nie musi iść w bój. Zatem fabuła między misją trzecią (Prabór) a misją czwartą (stolica Orłów), wygląda następująco (zmieniła się głównie końcówka, no i nieco dwa zdania w liście):
Kiedy ostatni szturm Bedynów został odparty, wydałeś tylko rozkaz odegrania przez trębaczy zwycięskiej melodii, by bez zbędnych wystąpień przekazać mieszkańcom miasta wieść o zwycięstwie, po czym, udałeś się na spoczynek. Od kilku nocy nie zmrużyłeś nawet oka.
Obudziłeś się rankiem następnego dnia. Ledwo usiadłeś do skromnego śniadania, służący zameldował, że przybył królewski posłaniec.
- Prosić go.
- Czołem, panie hetmanie! - zasalutował tamten, prężąc się.
- Czołem, spocznij. Co tam masz?
- List od króla jegomości nadany trzy dni temu.
- Dziękuję. Przynieście nakrycie dla gościa – zawołałeś do służby. - Częstuj się – dodałeś, biorąc list z rąk posłańca.
- Gratias ago, domine – odparł tamten dwornie.
Złamałeś pieczęć królewską.
„Czołem, hetmanie wielki!
Mam nadzieję, że w chwili, gdy czytasz ten list, Prabór jest już bezpieczny, a Bedyni tutaj pobici.
Niestety, nasz drugi nieprzyjaciel naciera zawzięcie, a do tego sprzymierzył się z Bedynami, obiecując im złote góry. Kilka jego armii, nie zważając na to, że zostawiają za plecami część zamków w naszych rękach, przedziera się w głąb kraju. Są już niedaleko stolicy. Poczyniłem odpowiednie przygotowania, aby Orłów mógł się bronić długo. Jednak jego utrzymanie nie jest pewne, a losy kraju wiszą na włosku. Muszę udać się wraz z Radą i ważniejszymi senatorami na południowy-zachód, by móc stamtąd dalej rządzić państwem i przygotowywać kontrnatarcie lub ostatnie reduty obronne. Ciebie zaś proszę, abyś udał się do stolicy i przejął dowodzenie nad jej obroną.
Wierzę, że będziemy mogli się spotkać niebawem i ramię w ramię ruszyć do szarzy na nieprzyjaciela. Niech Ci Bóg sprzyja!
Xyz, król Sarmacji”
Zamyślony kończyłeś śniadanie w milczeniu. Potem przypomniałeś sobie, że królewski posłaniec wciąż tu jest. Napisałeś zatem krótką odpowiedź, że Prabór odparł atak i najpóźniej w tydzień stawisz się w stolicy - dając sobie kilka dni zapasu - po czym wręczyłeś go posłańcowi i nakazałeś ruszyć do króla.
- Jutro o świcie wyruszamy do stolicy. Nie możemy jednak zostawić zamku bez obrony - oznajmiłeś rotmistrzowi. - Nakaż wszystkim, którzy z nami tutaj przybyli i są w pełni sił gotować się do wymarszu. Dobierz także garstkę ludzi z garnizonu zamku.
- Tak jest, panie hetmanie!
Rogi zagrały wraz z pierwszymi promieniami słońca i niewielki oddział wyruszył na północ. Po drodze mijaliście spore grupy uchodźców ze stolicy i okolic, głównie kobiety i dzieci. Wszyscy zmierzali na południowy-zachód, by tam, na ostatnim skrawku terytorium Sarmacji, w Basynii, zachodniej Galencji i Górach Sowich, schronić się przed wojną.
Po czterech dniach marszu wojacy obdarzeni sokolim wzrokiem mogli dostrzec na horyzoncie zarysy stołecznych murów. Wjechaliście właśnie na małą, zaciszną polanę, a dzień zaczynał ustępować nocy, więc zarządziłeś, że zatrzymacie się tutaj na ostatni nocleg przed dotarciem do gościnnych murów Orłowa.
Następnego dnia o podobnej porze przejeżdżałeś już przez bramę stolicy. Nic się nie zmieniło – pomyślałeś, spoglądając na znajome mury i budynki. Może poza tym, że większość kobiet i dzieci ewakuowano na południowy-zachód, a w mieście dało się wyczuć napięcie zamiast spokoju i sielanki, obecnych zawsze do tej pory.
- Zygmunt Dębski, herbu Doliwa, pułkownik kawalerii – wyprężył się przed tobą mężczyzna w średnim wieku.
- Witaj! Zatem ty tutaj dowodzisz – stwierdziłeś raczej, niż zapytałeś.
- Tak, panie – potwierdził tamten. - Zapraszam do mojej kwatery, gdzie zapoznam pana z obecną sytuacją przed zdaniem dowództwa nad obroną miasta.
- Świetnie! Chodźmy.
Weszliście do sporego, dobrze urządzonego pomieszczenia na drugim piętrze stołpu, gdzie mieści się kwatera dowódcy garnizonu stolicy. Na stole leżała rozłożona mapa okolicy i plan miasta.
- Wróg jest jakiś dzień marszu stąd. Przypuszczam, że oblężenie rozpocznie się o świcie za dwa dni - podjął pułkownik Dębski.
- Dobrze. Myślę, że przede wszystkim powinniśmy...
__________________________________________
Dopisano 1 października 2013
No cóż, wreszcie dalszy ciąg fabuły, może nie za dużo, ale trochę jest. Jeszcze parę akapitów i dojdę do misji 6, ekonomicznej. Potem powinno być już jakby więcej grania, a mniej pisania .
__________________________________________
Dobrze zatem. Dodałem parę szczegółów o pannie i omówienie sytuacji politycznej w czasie leczenia ran przez głównego bohatera i doszedłem wreszcie do misji ekonomicznej, w której celem będzie zebranie jedzenia, piwa, pieniędzy etc. na ślub i materiałów na dwór. Potem lecimy dalej w bój .
Napiszcie z łaski swojej co sądzicie o dalszym ciągu fabuły .
Siwy - 9 Grudzień 13, 16:27
Ok. Doszedłem z fabułą już do misji 8, poprawiając po drodze część wątków, pojedynczych słów, czy zdań. Fabuła jest już dość długa (łącznie z odprawami liczy prawie 15 stron a4 czcionką Times New Roman o wielkości 12). Myślę, że wygodniej będzie się czytało na białym tle, a może ktoś woli wydrukować (jak ja), zatem postanowiłem aktualną jej wersję wrzucić jako plik .doc.
Maciek - 27 Grudzień 13, 17:25
Chciałem pobrać najnowszą wersję fabuły, ale Word ma jakiś problem do mnie, że nie może odczytać zawartości...
Siwy - 27 Grudzień 13, 17:34
A możliwe. Widzę, że wszyscy garną się do oceny fabuły. Po miesiącu ktoś dopiero raczył ściągnąć... Wrzucam zatem w uniwersalnym formacie .pdf.
Maciek - 28 Grudzień 13, 09:42
Przeczytałem i nie mam jakichś większych zastrzeżeń. Nie znalazłem ortografów, a zaledwie jedną literówkę: na stronie 10, 3 akapit po odprawie do misji 5; zapomniałeś ogonka i zamiast "chwilę" napisałeś "chwile".
Ogólnie fabuła trzyma klimat i miejmy nadzieję, że nie odstraszy potencjalnych graczy swoją długością .
Nidor - 8 Styczeń 14, 18:19
Ogólnie fabuła bardzo mi się podoba z paroma wyjątkami.
1. Epicka szarża na kawalerię wroga. Fabuła po misji 4.
a) Myślę, że 10x więcej wojsk konnych wroga to trochę za dużo. Nie możliwe, żeby nawet paru jeźdźcom udało się przebić przez taką masę wroga i do tego kawalerii.
b) Po całym tym zdarzeniu nie jest dokładnie wyjaśnione czy udało im się tylko przebić, czy pokonać wojska wroga.
2. Cytat: | Jednak gdy król nie pojawił się przez cały następny dzień, zaczęliście nieco się niecierpliwić – koniec końców zbliżała się wojna, mimo że póki co nie było słychać o ruchach nieprzyjaciela. Trzeciego dnia króla wciąż nie było. Zaczęliście nieco się niepokoić, czym ... |
Trochę nie podoba mi się powtórzenie "zaczęliście". Mimo, że jest jednozdaniowa przerwa między tymi wyrazami, to jakoś głupio to brzmi.
No i to tyle. Dużo tego nie ma, ale warto żebyś to poprawił .
Imakhiil - 15 Styczeń 14, 19:58
Fabuła jest okay, ale ma jedną małą nielogiczność. Jakże ma być Sarmacja krajem bogatym, ludnym i lesistym jednocześnie? :K Sytuacja byłaby wówczas podobna do ChRL. Dużo nieużywanej ziemi, mnóstwo pół uprawnych na żyznych ziemiach wokół terenów zalewowych i mnóstwo chłopów rozsianych po całym kraju. Ale wówczas cały kraj byłby raczej wiejski. Tak sytuacja raczej skutkowałaby rozwojem systemu feudalnego, nie zaś wolnością chłopów (informacja z traileru i chyba z kilku innych miejsc). Sumując z powyższym Sarmacja dążyłaby do utworzenia państwa feudalnego z mocną metropolią i rozwiniętym wybrzeżem, wraz z wielkim interiorem wewnątrz. Taki zaś układ spraw pozwalałby szlachcie bogacić się w tempie wykładniczym i wprowadzać przywileje dla samej siebie z pominięciem praw "pospólstwa"... Jednakże silne wybrzeże i metropolia są jednoznaczne z rozwojem mieszczaństwa, które wypracowałoby wzorce pracy (jak w Anglii, Prusach i Francji), która walczyłaby z szlachtą o prawa w polityce i gospodarce... To mogłoby doprowadzić do wojen domowych i przewrotu rodem z francuskiej rewolucji... Ale może trochę za bardzo wybiegam do przodu.
Anyway, nie do końca wiem jak chcecie pogodzić wysoką moralność w kraju z niemal przymusowym podziałem na metropolię i "kolonię" (wspomniany interior), dużą populacją, jeszcze większym terenem, bogactwem i niską ilością mieszkańców/km(2) (patrz wspomniane pola/lasy). Na's Ilu.
Siwy - 27 Styczeń 14, 20:53
Kurka siwa, zapomniałem, że miałem odnieść się do tego, co napisałeś xd. Odpowiem niebawem, póki co wstawiam dalszą część fabuły:
Pobierz fabułę (27 stycznia 2014r.) PDF
Kupiec Hrupkuw - 29 Styczeń 14, 19:10
Powiem, że jest elegancko, tak jak sobie to wyobrażałem. Już naprawdę niewiele zostało xd. Widziałem tam chyba kilka powtórzeń (wczoraj czytałem to nie pamiętam dokładnie gdzie), więc dobrze by było jakbyś poprawił.
|
|