ZalogujRejestracjaSzukaj U�ytkownicy MedaleZaloguj si�, by sprawdzi� wiadomo�ciGrupyStatystyki

Na forum.stronghold.net.pl wykorzystujemy ciasteczka. Jeśli jeszcze nie masz dość tego typu komunikatów, więcej informacji znajdziesz w Polityce Cookies. zamknij


Poprzedni temat «» Następny temat
Moja książka/opowiadanie
Autor Wiadomość
Szeryf99 
Szlachcic


Gra w: wszystko i nic
Wiek: 30
Posty: 324
Skąd: Stąd
Medale: Brak

Wysłany: 14 Wrzesień 11, 21:48   Moja książka/opowiadanie

Witam!

Zapewne większość tego forum mnie zna więc tak przejdę do rzeczy, a mianowicie. BARDZO lubię pisać opowiadania o średniowieczu/fantasy tak więc mam takie sobie natchnienie i oto co udało mi się stworzyć do tej pory:

W nieprzebytych borach mej ojczystej ziemi żył pewien ród szlachecki. Ród ten nie biedny ni bogaty, lecz za ojczyznę gotów poświęcić i życie. W środkowej chałupie mieszkał Franciszek herbu pukiel, a tuż za jego drzwiami z drew chata się wznosiła. Piękna i dostojna, lecz roboty własnej ciężkiej, szlacheckiej, a nie chłopskiej, chłopięcej jak dostojni panowie i dostojne panie posiadać raczyli. Drzwi dębowe miała, okna olchowe, a kolumny i ściany bukowe. W środku znajdowała się izdebka, co dwa okna miała. Kto przez drzwi przeszedł, a niekiedy się to zdarzało to widział, że w tej izdebce płaszcze i szale wieszają. Po prawej obrazy, po lewej obrazy, a wszystkie piękne nie widać na nich żadnej plamki ani skazy. Idąc lewymi drzwiami do paleniska się dochodziło, a wokół niego ławki z oparciami na środku sali stały. Na ścianach kredensy i szafki wypchane bogato wszelkimi zioły, a także przyprawami do ryb i innych przysmaków. Dwie kwitnące wiśnie i jabłonię cudownie oko przez okno widziało. Pomieszczeń podobnych jak te opisane miała chałupka trochę. Konrad właściciel dworku, szlachcic biedny, lecz dostojny władać się nauczył mieczem jak żaden w świecie zbrojny. Trenował latami, kijami, widłami. Drewniane miecze co dzień strugał i kunszt wojenny opanowywał. Na kopie walki mozolnie się uczył, lecz konia dobrze potrafił rozjuszyć.

Toporem wymachiwać potrafił lepiej niż rzeźnik nieprzeciętny. Na koniu swym dzielnym przez bory lubuskie polował na jelenie, a kiedy przyszło koń swym kopytem dzika przewrócić raczył. Znudziło mu się życie zwykłe potrzeba mu było hałasu. Wiedział, że wojna wisi w powietrzu i ludzi nawiedza trwoga. Więc wszyscy szybko do Boga śpieszą poprosić o pomoc w swych trwogach. Modły odprawiano, hostię przyjmowano, biedacy sprzedawali co mieli by rozgrzeszenia im kapłan mógł udzielić. Jednak nasz Konrad był inny nieco i widząc jak się kościoły bogacą i pieniądze na tacę lecą postanowił wyruszyć w drogę krzyżaków zabić i powstrzymać. Albowiem bałwan największy, bo nikt inny jak dobrze znany każdemu szlachcicowi Mazowiecki Konrad krzyżaków do Polski sprowadził. Spakował się szybko, zasiadł na konia i zarzucił bagaże i kierował się na północ terenów granicznych bronić. Noc zapadła, a Konrad był już zmęczony i zaczął rozmyślać o walce i zaciągnięciu do armii prostych ludzi. Stracił wiele sił od tego rozmyślania i bez chwili wytchnienia udał się spać pod drzewo do cienia...

Nagle coraz głośniej słychać było jakieś śpiewy, a brzmiały one tak:

Tandaradei, tandaradei, tandaradei,
niech żyje nasz zakon hej! Tandaradei, tandaradei...

Obudził się Konrad i bez chwili odpoczynku ubrał na się kolczugę i hełm, co podobny był do psiego pysku. Tarczę na plecy zarzucił, konia rozjuszył, gdy przechodzili koło niego dostrzegli palenisko i wiedzieli, że coś jest nie tak więc się zatrzymali i zaczęli szukać ludzi. Nie było ich dużo ani mało lecz wystarczająco by niejeden oddział powalić. Konrad rzucił się cicho na ziemię i zaczął nasłuchiwać. Na szczęście wylądował przed krzakiem dzikiej róży a nie na nim. Zdjął łuk z pleców i zaczął celować, a ponieważ widział jednego dostojniej ubranego rycerza stwierdził, że to musi być ich dowódca i z największą precyzją strzelił. Jednak nie trafił nawet w nogę, bo mimo, iż z precyzją wielką strzelał to i tak łukiem się słabo posługiwał. Wstał w pośpiechu łuk zarzucił, miecz wyciągnął rzucił się na dwóch oddalonych kawałek od oddziału rycerzy. Walka nie była łatwa, na każdy cios przeciwnicy odpowiadali unikiem i kontraatakiem. Mieczem władali przeciwnicy jak rzymscy gladiatorzy. Nagle przybiegła reszta braci i żaden z nich nie uwierzył, że jakiś "wieśniak" pokonać mógł w pojedynkę aż tylu rycerzy. Krzyżacy otoczyli go i pojmali. Nie stawiał oporu, bo wiedział, że byłaby to pewna śmierć. Wydawać by się mogło, że już jest po nim, lecz jak było dalej opowiem wam potem...


I co o tym myślicie? Zaciekawiło was spodobało wam się? Jeśli tak to będę z wielką chęcią dalej to pisał. Aha a propo błędów to wiem, że chyba kilka jest, ale raczej niezbyt istotnych. Macie może pomysł na nazwę? Proszę o ocenę.
_________________
Zapraszam na mój kanał yt, a tam filmiki także z serii Stronghold:
https://www.youtube.com/c...-3K5fx9QHHVmdpg
Ostatnio zmieniony przez Szeryf99 17 Wrzesień 11, 08:26, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Lord Smerf 
Skryba

Gra w: grę
Wiek: 27
Posty: 1208
Medale: Brak

Wysłany: 15 Wrzesień 11, 15:08   

O ile początek nie porywa, ale też nie odstrasza zbyt przekonująco, to trzeci paragraf zupełnie zniechęca do czytania. Srsly, jeśli już chciałeś zrobić z Konrada takiego bohatera, przydałby się tak może ze 3 razy dłuższy opis walki, bo na razie kładzie wszystkich po kolei i w przerwach między wypruwaniem flaków wiesza swoje dotychczasowe ofiary na pobliskich drzewach. Naprawdę uważasz, że taka walka mogłaby mieć miejsce?

A, jeszcze jedno. Kompletnie nie kminię zwrotu "Walczył dzielnie, lecz walka długo nie trwała, gdyż jego wrogowie padali jak kaczki". Po przeczytaniu tego ledwo powstrzymywałem się od śmiechu.
 
 
Szeryf99 
Szlachcic


Gra w: wszystko i nic
Wiek: 30
Posty: 324
Skąd: Stąd
Medale: Brak

Wysłany: 15 Wrzesień 11, 20:16   

Poprawiłem. Dalsza część książki:

Oddział należał jak się okazało do Wielkiego Komtura, co go z nienawiści do polaków znano. Jego rycerstwo do Szczytna Konrada prowadziło. Chlebem go nie karmiło, ni wodą nie poiło. Szli mozolnie przez piękne knieje i lasy, co o tej porze liście złote traciły. Z głodu o mało Konrad nie zginął, a wąchanie pysznego mięsa przy ognisku i jedzenie go przez krzyżaków coraz bardziej go do śmierci prowadziło. Lecz wojsko zakonu z rozkazu Wielkiego Mistrza dostarczyć go całego, zdrowego miało, aby sam ich władca mógł wyrównać z nim rachunki. Gdy dotarli na skraj jednego z ostatnich dzielących ich od Szczytna lasów, na nocleg się zatrzymali cali wycieńczeni. Z dala słychać się zdało wilczych stad wycie, więc sześciu z rycerzy stanęło na straży, by żaden wilk ich nie zaskoczył. Szelest liści się rozległ, krzak się poruszył tętent koni słychać było i stal co się o siebie uderzała. Nagle jeden ze strażników krzyknął:

-Barbarzyńcy!!! To Polacy!!!

Walka się rozpoczęła. Wartownicy bili na alarm, miecze z pochwy powyjmowali, tarcze z pleców pozdejmowali i do bitwy gotowi już byli. Pomimo, iż Polacy konno na krzyżaków jechali to i tak zbytniej przewagi nie mieli. Faktycznie ta koby było właśnie lecz nie tylko krzyżacka piechota zginęła, bo niektórych polaków również śmierć zagarnęła.

-Szybko wycofać się! - Krzyczeli krzyżacy.
-Ale dokąd? To przecież chyba są Polacy!

Piechota Polska nadeszła, krzyżacy walczyli, choć dzielnie to i tak przegrać musieli. Sześciu polaków co najmniej na każdego z krzyżaków przypadało. Przecie było ich ledwie dwudziestu, a napastników stu trzydziestu. Jednak straty przybysze duże ponieśli jakoby krzyżacy są mocni i lata całe ćwiczyli. Tu padł, tam padł, lecz wróg napierał. Jeden z rycerzy polskich do Konrada podjechał i już miał go przebić swym mieczem, ale coś w nim zauważyl i krzyknął na głos:

-Słuchajcie rodacy! To jeden z nas! To jeno brat nasz!

Wtem obóz rozbili. Nowego towarzysza napoili i nakarmili. I wypatali o wszystko co mu zrobili ci przeklęci krzyżacy.
_________________
Zapraszam na mój kanał yt, a tam filmiki także z serii Stronghold:
https://www.youtube.com/c...-3K5fx9QHHVmdpg
Ostatnio zmieniony przez Szeryf99 17 Wrzesień 11, 08:37, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Rahnen 
Burżuj

Wiek: 27
Posty: 220
Skąd: Małopolska
Medale: Brak

Wysłany: 16 Wrzesień 11, 12:41   

Domyślam się że chciałbyś zostać pisarzem, przyznam że opowieść jest ciekawa 8/10, najbardziej mi się spodobało powiedzenie "-Słuchajcie rodacy! To jeden z nas! To jeno brat nasz!" - brzmi to po staropolsku ;-)
 
 
Szeryf99 
Szlachcic


Gra w: wszystko i nic
Wiek: 30
Posty: 324
Skąd: Stąd
Medale: Brak

Wysłany: 16 Wrzesień 11, 16:38   

Ciąg dalszy opowieści:

-Dokąd zmierzacie? - Konrad się zapytał
-Kasztelana w nidzickim zamku wspomóc!
-Jak to kasztelana? Przecie to krzyżaków jest zamek.
-Bodajże 3 tygodnie temu podbiliśmy go wraz z innymi polskimi oddziałami. Teraz pewnie będzie przez krzyżaków oblegany.
-Skąd to wiecie?
-Przecie krzyżacy są najdumniejsi na świecie. Więc nie uznają porażki w sprawie twierdzy.
-Szyszaki mają i kusze też, strach dech w piersiach zapiera, bo krzyżackim ostrzem nie dostać jest wielką dla nas nadzieją
Widzę panie, żeś masz dziurawą lekko zbroję. Niech ci moi ludzie dadzą pancerz płytowy. Normalnie bym tego nie zrobił no, ale próćz moich wojów jesteś jedynym polakiem jakiego od trzech miesięcy na tej ziemi spotkaliśmy. Przebić go ciężko choćby i kuszą, więc byle krzyżak Ci mieczem nie zrani ciała, a dusza twoja zawsze będzie cała. Przy sposobności zwę się Gniewomir z Ostrołęki, a jak Cię zwą.
-Konrad z Biskupina.
-Ach szlachetne imię, szlachcicem jesteś? Z resztą nie będę Cię męczył, wystarczająco te niecnoty cię wytraciły. Byłbym zaszczycony, gdybyś pomógł mi w obronie nidzickiej warowni. Odmowy nie przyjmuję, w podróż z rana wyruszamy. A teraz wina się ze mną napij.

Rankiem rycerze się posilili i w wędrówkę natychmiast ruszyli. Wszyscy z uśmiechem na twarzy nie bali się krzyżackiej twarzy. Przez bory zakonu maszerując śpiewali pieśni i ballady, co otuchy im dodając krzyżaków słowami w pył zamieniając słychać było echem pod każdym drzewem. Ponurą miał Konrad minę, bo wiedział co go czeka i nie wiedział czy śmierć na niego raczy zaczekać, czy już za parę dni zabierze go z pola walki. Zbliżając się do Niedzicy coraz bardziej humor wojowie tracili. Gniewomir z Konradem podczas wędrówki słowem się nie odezwali, albowiem rozmyślali czy wstaną żywi, czy będą cali.
_________________
Zapraszam na mój kanał yt, a tam filmiki także z serii Stronghold:
https://www.youtube.com/c...-3K5fx9QHHVmdpg
Ostatnio zmieniony przez Szeryf99 17 Wrzesień 11, 08:41, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Siwy 
Moderator


Wiek: 27
Posty: 1480
Skąd: Nowogród Bobrzański
Medale: 1 (Więcej...)
Srebrny szachista (Ilość: 1)

Wysłany: 16 Wrzesień 11, 19:34   

Powiem tak - moim zdaniem akcja za szybko się dzieje. Nie wiadomo dlaczego ni stąd ni zowąd, Konrad podejmuje nagle decyzję, że idzie bić się z Krzyżakami... No, ale zostawmy to. Z wątków historycznych dziwne jest podarowanie płytówki nieznanemu wojakowi - naprawdę wydaje mi się to nierealne. Dziwi mnie także to, że wartownicy, którzy wg Ciebie byli rycerzami, walczą pieszo pikami... Tak btw. to z jakiej pozycji Konrad strzelał z łuku?

Niestety, ale gramatyka IMO leży ;/. Często robisz baaardzo rozbudowane zdanie, z którego lepiej zrobić 2 czy nawet 3 osobne. Rozumiem także, że chcesz stworzyć klimat staropolski, fajnie, ale czasami to już nie brzmi ani po staropolsku, ani po polsku ;) . Dla przykładu:
Cytat:
Na ścianach kredensy i szafki wypchane bogato wszelkimi zioły i przyprawy do ryby i innych przysmaków. Dwie kwitnące wiśnie i jabłonię cudownie oko przez okno widziało.


tudzież

Cytat:
Pomieszczeń podobnych jak te opisane miałą chałupka trochę, lecz skarbów wielkich wcale nie posiadało


chciałeś oczywiście napisać nie posiadała? ;P

Cytat:
się Konrad zapytał


nie sądzisz, że mimo wszystko to się powinno brzmieć tak: "zapytał się Konrad"? ;)

Nie chce mi się już tak dokładnie sprawdzać całego tekstu, ale naprawdę bardzo często brakuje przecinków, zdania są zbyt długie, a czasami nawet nielogiczne.
 
 
Szeryf99 
Szlachcic


Gra w: wszystko i nic
Wiek: 30
Posty: 324
Skąd: Stąd
Medale: Brak

Wysłany: 17 Wrzesień 11, 08:16   

No wiesz Siwy przepraszam, ale ja tu na razie błędów poprawiać nie chciałem no ale okej poprawię. Hmm w sumie to ten temat założyłem do krytyki i pomocy przy poprawianiu błędów, więc niepotrzebnie to pierwsze zdanie napisałem. Macie jakiś pomysł na nazwę???
Jak skończę książkę to skasuje ten temat i może ją wydam.

Do twierdzy w końcu dotarli. Szli do budynku głównego by spotkać kasztelana nidzickiego, po drodze wołając:

-Poczet wielkiego Gniewomira z Ostrołęki do kasztelana nidzickiego.

Nikt na drodze im nie stanął i do kasztelana wstępu nie bronił. Wchodząc do budynku głównego kasztelana spotkali na pięknym, pozłacanym krześle siedzącego. Rozmowa się zaczęła:

-Kim jesteście? - spytał się kasztelan
-Jam jest Gniewomir z Ostrołęki, a to jest Konrad z Biskupina.
-Ale po co przybywacie?
-Jak to po co? Wspomóc Cię bracie!
-Dziękuję panowie przedstawię wam naszą sytuację. Krzyżacy do zamku się zbliżają szacujemy, że za dwie doby pod bramami się ostają. Na dłuższą metę zapasów nam nie starczy, tym bardziej, że pszczoły pouciekały z barci. Każda para rąk nam się przyda. Macie może propozycję, jakąś konkretną taktykę?
-Tak. Po drodze do zamku myślałem, aby ściąć drzew kilka, do murów na łańcuchach stalowe półki doczepić. A na ów półki drewniane kłody postawić i w razie czego podpalić i łańcuchy rozwalić. Do tego zbrojnych wraz z łucznikami na mury postawić, by łucznicy mogli spokojnie strzelać, a rycerze drabiny by odpychali. Oczywiście nie wszystkich na murach ustawić. Część musi bramy bronić. Ja zajmę pozycję na najwyższej wieży. Ty na murach łucznikom wydawaj rozkazy, a Konrad niech będzie bramie stał na straży. Co zapasów się tyczy koni ubić kilka można i koniną się pożywić. To łącznie z naszym jedzeniem powinno na co najmniej dwa tygodnie oblężenia wystarczyć.

Do obrony się wojacy przygotowywali i modły odmawiali. Słońce zaszło niebo stało się czerwone. Czarna mgła zasłaniała i drzewa i chmury. Krzyżacy w bębny bili. Katapulty nadjechały i trebusze rozłożono. Wojska krzyżackiego od groma się na polach ustawiło. Wszyscy ciężkozbrojni, miecze i halabardy dzierżący. Kusze i łuki w rękach trzymali. Konnica stała na samym końcu. Chorągiew zakonu piętnaście było. Wszystkim obrońcom zamku zamroziło krew w żyłach. Wojska polskie się trwożyć zaczęły, a Gniewomir żadnego słowa nie wypowiedział. Nagle ni stąd ni z owąd pod bramę posłaniec krzyżacki podjechał i propozycję przedstawił:

-W imieniu Wielkiego Komtura Elbląskiego rozkazuje wam się poddać. Szans nie macie, bronie niepewnie trzymacie. Tych, którzy poddadzą się teraz nasz Władca ułaskawi. A tych co nie, niech diabli spali. Pomyślcie sami, król wam nie pomoże, nawet dobry Boże.
-Nie!!! Nie słuchajcie go! - krzyknął Konrad
Znam krzyżaków osobiście. Nikogo nigdy nie ułaskawiliście. Nikomu nigdy ręki nie podaliście. Niech was ogień pochłonie. Twej oferty nie przyjmiemy. Prędzej zginiemy!!!
-Jak wolicie. Pożegnać się z tym światem wam pomożemy.

Wtem jeden z łuczników strzałę wypuścił i w głowę posłańca trafił. Kamienie z wrogich machin leciały jak oszalałe. Krzyżacy taranami pod bramy w eskorcie wojów podjechali. Wieże oblężnicze do murów się dobijały. Drabiny przy barierze kamiennej się ustawiały. Deszcz strzał z zamku leciał. Kusze krzyżackie wystrzeliły i sporo polskich ludzii wtem zabiły. Bębny brzmiały, krzyżakom morale dodawały. Kłody piekielne na wroga spuszczali nasi rycerze, by żaden z braci nie był cały. Kamieniami wieśniacy z murów rzucali.

-Smołę wylać na tarany! Nie przebiją się cali!
-Do bramy ludzie, do bramy!!!

Tarany kraty wybiły.

-Wszyscy na dziedziniec!!!

Wtem Polacy śpiewać zaczęli, aby się na duchu podnieść i do walki zmotywować:

Bogarodzica dziewica, Bogiem sławiona Maryja,
U twego syna Gospodzina matko zwolona, Maryja!
Zyszczy nam, spuści nam.
Kyrieleison.

Twego syna Krciciela zbożny czas,
Usłysz głosy, napełni myśli człowiecze.
Słysz modlitwę, jenże cię prosimy.
O o, dać raczy, jegoż prosimy:
Daj na świecie zbożny pobyt,
Po żywocie rajski przebyt.
Kyrieleison.

Krzyżacy również pieśni śpiewali, lecz mimo ich liczebności tylko polaków na zamku słyszano. Walka trwała. Cios za ciosem, łeb w łeb walczyli, a ponieważ do krzyżaków ogromną niechęć żywili wołali:

-Psie jeden! Ty chudopachołku! Kmiocie!
-Wycofać się! Przedzamcze zajęli!

Szybko się Polacy przegrupowali i do dalszej części zamku przybiegali. Krzyżaków od gromada zostało, a polaków mniej niż stu pięćdziesięciu.
Wtem Gniewomir spostrzegł rycerza, który na hełmie miał jedenaście pawich piór, a zbroję posrebrzaną. Musiał to być sam Wielki Komtur Elbląski więc
wypuścił w niego strzałę i... udało się! Komtur umarł w butach. W szeregach wroga zapanował strach i niepokój. Nie byli już tacy zwarci i gotowi. Niektórzy się nie rozpoznali i na braterskie chorągwie ruszali. Grad strzał z murów leciał i krzyżakom przez piersi przeleciał. Konrad wraz z Gniewomirem i kasztelanem wybiegli z resztą polskich wojsk przez bramę. Tu cięcie tam pchnięcie i siły się wyrównały. Polacy wygrywali już prawie zaczęli śpiewać, gdy nagle bok Gniewomira przebił krzyżacki miecz. Ten wyjął go i walczył dalej. Po wygranej przez stronę królestwa polskiego bitwie padł na ziemię. Natychmiast się wszyscy wokół niego zbiegli i wielce się zasmucili. Natychmiast podbiegł do niego Konrad i powiedział ze łzami w oczach.

-Uratuję Cię! Pobiegnę po zioła. Niedźwiedzia ubiję byś sadło mógł spożyć. Wszystko dla Ciebie zrobię tylko nie odchodź...
-Chłopcze przestań. Nie ma już dla mnie nadzieji. Wysłuchaj mnie teraz, bo mam Ci coś do powiedzenia. W swoim życiu ubiłem niejednego krzyżaka czy innego wroga Polaka. Gdy Cię po raz pierwszy zobaczyłem przypomniałeś mi mego syna, którego w bitwie straciłem... Jesteś dzielny i odważny, a co najważniejsze mądry. Wiem, że nie będzie Ci łatwo, ale chciałbym byś kontynuował moje dzieło... Masz ruszać do Władysława Jagiełło, króla naszego i powiedz mu, że od zakonnego miecza skonałem. Wykonaj jego rozkazy... A wy wszyscy tutaj dokoła co moim wojskiem byliście temu zaledwie chwilkę uznajcie Konrada za swego pana i go słuchajcie zawsze i nigdy go nie zostawiajcie... Ach Konradzie... Odchodzę w zaświaty...
-Niech Bóg ma Cię w swojej opiece.

Po tej rozmowie Konrad w całej swej dostojności do komnaty gościnnej ruszył. Lecz zapytał go po drodze kasztelan:

-Nie chcesz się rozliczyć z łupu? Wina napić? Pieczonego ud...
-Dosyć tego! To, że śmierci polskiego brata uczcić nie potrafisz to nie znaczy, iż ja też się shańbię.

Rycerstwo wraz z kasztelanem ucztowało, bawiło się i łupy rozdzielało. Jednak Konrad tylko modły odprawił i nie wymówił już ani słowa. Świt nastał i nowy dowódca z łóżka powstał. Bardzo wcześnie rano było i żadnego rycerza dostojne oko jego nie widziało. Wtem krzyknął będąc w lśniącej zbroi:

-Wstawać rycerze! Do króla Władysława jedziem. Dwa kwadranse macie.

Szybko się zebrali. Konie podosiadali, zbroje ponakładali, z kasztelanem się pożegnali i ruszyli. Długa była podróż. Liczne wzgórza i pagórki pokonywali, by w końcu do polskiej stolicy dotrzeć co się Kraków zwała. Wieśniacy Polscy radośnie ich przywitali, lecz dziwnie nieznajomemu przywódcy się przyglądali. Gdy do bramy podjechali nowy dowódca polskiego oddziału rozmówić się ze strażnikiem chciał:

-Witaj rycerzu. Jam jest Konrad z Biskupina. Mam wiadomość dla Króla Polski od Gniewomira z Ostrołęki.
-Od Gniewomira powiadasz? Ach! Znam go faktycznie, dzielny rycerz, byle komu swego imienia by nie zdradził. Z resztą widzę, że masz piękną zbroję.
Czego ode mnie żądasz.
-Czy do króla mógłbyś mnie zaprowadzić?
-Ależ naturalnie panie. Jedź za mną.

-To tutaj. Idź prosto potem korytarzem, aż dojdziesz do pięknych złotych wrót. Za nimi znajduje się sala tronowa.
-Masz tu trochę złota za fatygę.

Wszedł z rycerzami do sali tronowej Wielkiego Polskiego Króla Władysława Jagiełło. Ujrzał na złotym tronie człowieka z brodą w średnim wieku i pięknej koronie. Płaszcz czerwony posiadał kaftan czarny na się ubrany miał. W ręku dzierżył miecz i berło. Padł przed nim na kolana i ziemię ucałował. Wtem nasz władca się odezwał:

-Wstań. Skoroś tu wszedł jesteś kimś ważnym. Zbroja Twoja i szaty są mi dziwnie znane. Czego ode mnie żądasz?
-Przybywam od Gniewomira z Ostrołęki.
-A Gniewomira! Wielki to człowiek przyznam. Co teraz porabia?
-Niestety panie. On nie żyje.
-Jak to? Kiedy? Gdzie? To jeden z naszych największych rycerzy.
-Zginął bohatersko od krzyżackiego miecza podczas obrony Nidzicy. Zabił samego Wielkiego Komtura. Tu Ci panie jego pawie pióra i miecz przynoszę.
Powierzył mi dowództwo nad swoimi oddziałami i wysłał mnie do Ciebie Króla, byś mi zlecił zadanie.
-Hmm dziwne i smutne to wieści. Nie mniej Gniewomira słowa nie zlekceważę. Masz się dowiedzieć czego szukają krzyżacy na zachodzie Polski. Jeśli się czegoś dowiesz natychmiast przyjedź do mnie. Jeśli jakichś wskazówek co do walki lub taktyki potrzebujesz to idź do komnaty obok. Tam Zawiszę Czarnego z Garbowa spotkasz - największego polskiego rycerza.
-Tak zrobię panie!

Wyszedł Konrad z tronowej sali do komnaty sąsiedniej, gdzie największy polski rycerz przebywał:

-Witaj wielki rycerzu. Król powiedział, że nauczysz mnie lepiej operować bronią, więc pomożesz mi.
-Dobrze, choć mam niewiele czasu. Najlepiej od razu zacznijmy. Miecz wyciągnij. Ma on być przedłużeniem twojej ręki, to część twego ciała, a nie tylko przedmiot. Każdy miecz wybiera swego posiadacza.
-Jak to?
-No więc tak... Jeśli ręka twa niezbyt silna, a dwuręczny miecz spróbujesz utrzymać to i owszem może Ci się uda, lecz nie będziesz nim walczył tak świetnie jakbyś akurat walczył jednoręcznym. To czy broń jest wysadzana perłami, brylantami czy rubinami lepszej jej nie czyni. Skromny miecz w połączeniu ze skromnym człowiekiem to broń najgroźniejsza na świecie. Jeśli zaś krzyżak czuje się lepszym przez to, że miecz ma piękniejszy to w walce jest o wiele słabszy. Myślę, że dla Ciebie idealny będzie miecz półtoraręczny. Spróbuj zrobić zamach, cięcie, obrót i pchnięcie...
-Świetnie Ci to wyszło. A teraz spróbuj zrobić to samo ale mieczem dwuręcznym...

Konrad zadanie wykonać spróbował, lecz przy obrocie padł na ziemię:

-Widzisz. Nie dane ci jest władać tak ciężką bronią, jeno póltoraręczna broń Cię wybrała. Cenną lekcję dzisiaj dostałeś. A teraz ruszaj tam, gdzie powinieneś.
-Dziękuję Ci panie za wszystko.
-Polskim braciom chętnie pomogę. - powiedział Zawisza z uśmiechem na twarzy

Wyszedł Konrad z komnaty i zaprosił wszystkich swych rycerzy na biesiadę do pobliskiej karczmy.

-Barman! Wino dla wszystkich! Ja stawiam! - krzyknął nasz bohater

Ucztowali, pili i rozmawiali. Niektórzy wraz z dowódcą rozmyślali co ich czekać może na zachodnich ziemiach. Czy to stado wilków, czy to śmierć we własnej osobie. Impreza trwała w najlepsze, więc zmęczony dowódca powiedział:

-Jak kto chce jeszcze się napić, coś zjeść niech to zrobi. Ale wstać macie najpóźniej o ósmej. Na zachód wyruszyć trzeba.










_________________
Zapraszam na mój kanał yt, a tam filmiki także z serii Stronghold:
https://www.youtube.com/c...-3K5fx9QHHVmdpg
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group | Template DarkMW created by razz